Kategorie
Uncategorized

Chaja Chajman

Biografia

Jesteśmy uczennicami klas trzecich I Liceum Ogólnokształcącego im. Leona Kruczkowskiego w Tychach: Hania, Joasia, Marysia, Miłka i Nina. Projektem „Conwoi 77” zainteresowała nas nauczycielka historii – pani Natalia. Problematyka Holokaustu nie jest nam obca, ponieważ jesteśmy wolontariuszkami Państwowego Muzeum Auschwitz – Birkenau w Oświęcimiu. Do projektu przystąpiłyśmy w listopadzie 2022 r. Naszym zadaniem było zgromadzenie informacji na temat pani Chaji Chajman z domu Hagerczak, pochodzącej z Kłobucka (obecnie województwo śląskie). Gromadząc informacje na temat pani Chaji Chajman nawiązałyśmy kontakt z Żydowskim Instytutem Historycznym, Archiwum Państwowym w Częstochowie i Państwowym Muzeum Auschwitz – Birkenau w Oświęcimiu. Czerpałyśmy informacje z zasobów United States Holocaust Memorial Museum, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie, Narodowego Archiwum Cyfrowego. Szczególne podziękowania kierujemy do Pani Anny Przybyszewskiej – Drozd z Żydowskiego Instytutu Historycznego oraz Pani Laurence Klejman z Paryża.

Narodziny i rodowód Chaji Chajman

Akt małżeństwa nr 88/1912 na nazwiska Chemia Majerczik i Dwojra Salomonowicz z zespołu archiwalnego nr 8/58 Akta stanu cywilnego
Okręgu Bóżniczego w Częstochowie z lat 1826-1938 [1946-1997].

Chaja Chajman urodziła się 15 lipca 1914 r. w Kłobucku. Była córką Chemii Majerczaka i Dwojry z domu Salomonowicz. W zbiorach Archiwum Państwowego (AP) w Częstochowie zachował się akt małżeństwa rodziców Chaji (nr 88/1912). W dostępnych dokumentach jej rodowe nazwisko brzmi: Hagerczak, Majerczak, Majerczik, Magerczal. Będziemy posługiwać się formą Majerczak. W Archiwum Państwowym w Częstochowie nie odnaleziono aktu urodzenia Chaji. Nie wiemy też, jaki był jej kłobucki adres. Z aktu małżeństwa Chaji wynika, że jej ojciec był kupcem. W Księdze Pamięci Kłobucka znajduje się wzmianka o Dvorach, żonie Nechemii Majerczika (być może chodzi o matkę Chaji), która jako pierwsza żona w Kłobucku odsłoniła włosy. W tej samej Księdze czytamy, że Meir Mayerczak (być może dziadek Chaji) był członkiem delegacji kłobuckich Żydów wysłanej do gubernatora piotrkowskiego w sprawie przygotowywanego przez chrześcijańskich mieszkańców miasta pogromu w 1896 r.

Kłobuck w dwudziestoleciu międzywojennym

W dwudziestoleciu międzywojennym Kłobuck leżał w województwie kieleckim. W 1919 r. odzyskał prawa miejskie utracone w 1870 r. Wg spisu z 1921 r. Kłobuck zamieszkiwało 5222 mieszkańców, z czego 1647 stanowili Żydzi (31,54%). Do 1939 r. liczba ludności uległa podwojeniu, ale odsetek żydowskich mieszkańców obniżył się do 27,6%. Mogło to być spowodowane emigracją młodych Żydów do Palestyny, czy krajów Europy Zachodniej (wielki kryzys ekonomiczny, nasilenie się nastrojów antysemickich w latach trzydziestych). W Kłobucku działała gmina żydowska założona w 1821 r. Powstała synagoga i cmentarz (zniszczone w czasie II wojny światowej). Funkcjonowały dwa domy modlitwy oraz mykwa. Żydzi kłobuccy dbali o wykształcenie swoich dzieci – gmina żydowska utrzymywała szkołę, a konserwatywna partia Aguda prowadziła szkołę dla dziewcząt z ortodoksyjnych rodzin Bejt-Jaakow. Działały żydowskie partie polityczne i stowarzyszenia. Żydzi odgrywali istotną rolę w życiu gospodarczym miasta. Trudnili się krawiectwem, modniarstwem, szewstwem, fryzjerstwem oraz handlem.

Rabin Kłobucka wita wojewodę kieleckiego Władysława Dziadosza 1935r.
Burmistrz Kłobucka Kuryłło wręcza chleb i symboliczne klucze do miasta wojewodzie kieleckiemu
Kłobuck przed Zagładą. Na zdjęciu po lewej otwarcie stacji kolejowej w 1935 roku. Na zdjęciu po prawej, z lewej strony kadru, synagoga w Kłobucku w 1940 roku.

Francuski epizod w życiu Chaji

Nie wiemy, kiedy i dlaczego Chaja wyemigrowała do Francji. Zakładamy, że stało się to w latach trzydziestych. Z aktu małżeństwa wynika, że nie posiadała zawodu. W późniejszym dokumencie czytamy, że była krawcową. Być może zawodu nauczył ją mąż, który był krawcem. Nie wiemy, czy swojego męża Szaję Chajmana, urodzonego 30 lipca 1909 r. w Grodzisku Mazowieckim, poznała w Polsce, czy też dopiero we Francji. W momencie zawierania związku małżeńskiego w dniu 11 maja 1940 r. mieli ten sam adres zamieszkania: Paris, 3 rue du Pressoir.

Akt urodzenia Szaji Hejmana w Grodzisku Mazowieckim w 1909 r.
Akt małżeństwa rodziców Szaji: Luzera i Malki z domu Wolfand zawartego w Mszczonowie w 1900 r.
Akt małżeństwa Chaji Majerczak i Szaji Chajmana zawartego w Paryżu 11 maja 1940 r.

RUE DU PRESSOIR

Paryż – Drancy

Lista aresztowanych i deportowanych do obozu w Drancy (druga pozycja Chaja Chajman) z Prefektury Policji w Paryżu; otrzymane od pani Laurence Klejman
Żydzi w obozie przejściowym Drancy, 1942 – 1944 (Państwowe Muzeum Auschwitz – Birkenau w Oświęcimiu)

6 lipca 1944 r. Chaja Chajman została aresztowana z polecenia Komisariatu Generalnego ds. Żydowskich (Commissariat général aux questions juives), który został utworzony w marcu 1941 r. Rok wcześniej władze okupacyjne i rząd Vichy wydały ustawy o statusie Żydów oraz w sprawie cudzoziemców rasy żydowskiej, które pozwalały na internowanie ich w obozach. 7 lipca 1944 r. Chaja – wraz z innymi zatrzymanymi – została wysłana do obozu internowania w Drancy (Camp d´internement de Drancy), utworzonego w 1941 r.



Drancy –  KL Auschwitz – Birkenau

31 lipca 1944 r. Chaja została deportowana z Drancy do KL Auschwitz – Birkenau, w konwoju nr 77. Informacja na ten temat znajduje się na stronie United States Holocaust Museum (Holocaust Survivors and Victims Database). W „Kalendarzu wydarzeń w KL Auschwitz” D. Czech czytamy: Z siedemdziesiątego siódmego transportu RSHA z Francji z obozu Drancy liczącego 1300 osób skierowano po selekcji do obozu jako więźniów 291 Żydów, oznaczając ich numerami B-3673-B-3963 oraz 183 Żydówki, oznaczając je numerami A-16652-A-16834. Pozostałe 826 osób zabito w komorach gazowych. Nie zachowały się żadne informacje na temat pobytu Chaji w KL Auschwitz. W piśmie Zespołu Biura ds. Byłych Więźniów czytamy: (…) podczas likwidacji i ewakuacji KL Auschwitz, na polecenie władz obozowych SS, zostały zniszczone wszystkie ważniejsze akta osobowe więźniów i deportowanych. Zachowana w stanie szczątkowym dokumentacja nie pozwala na udzielenie pełnych i dokładnych informacji o wszystkich osobach przebywających w obozie.

Powrót do Paryża

Chaja Chajman przeżyła Holokaust. Poprzez Longuyon (miejscowość i gmina w regionie Grand Est) powróciła do Paryża 20 maja 1945 r. Zamieszkała pod tym samym adresem: 3 rue du Pressoir, Paris w 20. dzielnicy Belleville. Pani Laurence Klejman napisała, że wtedy mieszkali tam i pracowali biedni Żydzi, a teraz jest tam mieszanka wysokich budynków i ogrodów. W 1950 r. wraz z mężem (nie wiemy, co działo się z nim po aresztowaniu Chaji) wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Zamieszkali w Nowym Jorku na Bronxie (1149 Stratford Ave.). Nie znalazłyśmy informacji, kiedy zmarła.

Dokument otrzymany od pani Laurence Klejmann z informacją na temat losu Chaji Chajman.
Stratford Ave, Bronx NYC
https://www.apartments.com/1154-stratford-ave-bronx-ny/2kgggd8/























Kategorie
Uncategorized

Riwka Hofenung

Biografia

Nie zachowało się wiele zdjęć Riwki. Powyżej fotografia z Muzeum Pamięci Shoah w Paryżu.
Mikrofilmy.

Przed przystąpieniem do poszukiwań archiwalnych należało dowiedzieć się, czy rodzina Hofenung miała potomków. Badanie przeszłości i sporządzanie biografii jest zadaniem o niebagatelnym znaczniu, potomkowie musieli zatem poznać zamiar uczniów, by zapoznać się z archiwalnymi dokumentami dotyczącymi osobistych i bolesnych aspektów ich życia.
Dokumenty, którymi dysponowaliśmy, nie zawierały wzmianki o potomkach dzieci Riwki: Sarah, Rosy i Georges’a. W relacji dla USC Shoah Foundation Sarah Hofenung zadeklarowała, że nie ma dzieci. Inne dokumenty pozwalają stwierdzić, że Rosa wyszła za mąż za Srula Norynberga i mieszkała z nim w Vanves, ale nie ma informacji o dzieciach.
W Bibliotece Historycznej Poczty u Telekomunikacji przy ulicy Pelleport znajduje się dużo starych książek telefonicznych zachowanych na mikrofilmach. Srul Norynberg mieszkał pod tym samym adresem jeszcze w latach 80.

Ulica Pelleport przed wojną.
Didier Norynberg w szkole w Vanves. Mieliśmy szczęście,
mogąc przeprowadzić z nim wywiad wiele lat po
wykonaniu tego zdjęcia! 

Nawiązaliśmy kontakt z Archiwum w Vanves.

„Po sprawdzeniu dokumentów, które zachowały się w naszych archiwach, informuję, że podczas spisów w 1962 i 1968 roku pod adresem 53, boulevard du Lycée w Vanves zamieszkiwali: Srul Norynberg, handlarz starzyzną, jego żona Rosa, z domu Hofenung oraz ich syn Didier Norynberg, ur. w 1954 roku, który na stronie internetowej copainsdavant (pozwalającej odnaleźć dawnych uczniów) wspomniał o szkole gimnazjalnej Saint- Exupéry w Vanves (1965-1969) i liceum Michelet w Vanves (1969-1972).”

Nauczycielka historii i geografii zaczęła szukać Didiera Norynberga – książka telefoniczna, Facebook… potem nawiązała kontakt z kimś, kto wydawał się pochodzić z rodziny i kto przekazał jej numer telefonu Didiera Norynberga.

Fragmenty transkrypcji wywiadu przeprowadzonego przez uczniów z Didierem Norynbergiem 4 i 11 marca 2021roku.

Łącznik z przeszłością

  • Czy wciąż jest panu równie trudno mówić o tym, co stało się z pana rodziną?
    • Didier Norynberg: To niełatwe, ale teraz, cóż… myślę, że od kilku lat, z wiekiem, przychodzi mi to łatwiej. Kilka lat temu odmówiłbym rozmowy na ten temat, ale teraz czuję się bardziej swobodnie. Poza tym przekazuję tę historię moim dzieciom, które same, dorastając, zaczęły zadawać pytania; wtedy właśnie zainteresowały się, interesują się swoimi korzeniami, rodziną, tym, co ją spotkało.
  • A fakt, że uczniowie naszej klasy opracowują biografie czterech członków rodziny – co to dla pana znaczy?
    • Didier Norynberg: Sądzę, że jestem łącznikiem z historią, a historia nas oczywiście naznacza; poza tym jest bardzo niewielu żyjących deportowanych, ja jestem synem deportowanego, to mnie przypada rola łącznika, koniec końców fakt, że ktoś interesuje się wydarzeniami tworzącymi Historię – francuską, a może i światową – można powiedzieć, że mnie to cieszy, popieram takie działania. Nie pamiętamy już o tych ludziach, praktycznie wszyscy zniknęli, teraz mają ponad 90 lat i jest ich już niewielu. To my, ich córki i synowie, musimy przekazać wiadomość, i tak dalej. Ostatecznie, jeśli tej historii nie przekażemy, to zostanie ona zapomniana, trzeba sobie przypominać tę dramatyczną historię, która rozegrała się we Francji i w innych krajach. To było ludobójstwo, trzeba wyjaśniać jego przyczyny, zadać sobie pytanie, co chcieli zrobić esesmani – zniszczyć całą grupę ludności wyznającą pewną religię. Cieszę się, że was to interesuje.

Syn i wnuk deportowanych

  • Kiedy dowiedział się Pan, że jest potomkiem deportowanych, i jaka była Pana pierwsza reakcja?
    • Didier Norynberg: Dowiedziałem się… musiałem mieć jakieś 12 lat, naprawdę, wcześniej byłem… Moi rodzice byli wobec mnie ostrożni, zresztą i tak o tym nie rozmawiali. A nawet gdy byłem w waszym wieku, nie mówili mi o tym wiele… Działałem z kuzynami w różnych ruchach, byliśmy w nie zaangażowani. Sami odkrywaliśmy, co się stało… W Paryżu były ruchy wyłącznie dla takich jak ja. Dziewcząt i chłopców, których rodzice cierpieli z powodu deportacji, wojny, straty, tego typu problemów. To było centrum zbierania dokumentacji, a jednocześnie kolonie letnie, mnóstwo rzeczy. 
  • Kiedy dowiedział się Pan o deportacji rodziców, mógł Pan o tym z nimi swobodnie rozmawiać?
    • Didier Norynberg: Tak, jak najbardziej, ale zaczynałem małymi krokami, bo dla takich osób to było po prostu bardzo bolesne. Mówiąc o tym, przypominali sobie swój pobyt w obozie, a tymczasem oni próbowali odbudować swoje życie, zapomnieć. O takich rzeczach się nie zapomina, ale cóż… Poza tym mimo wszystko zawsze chce się oszczędzić swoje dzieci, nawet w tak delikatnych sprawach, przy takich przeżyciach, chyba mamy skłonność, by oszczędzać dzieci.

Deportacja

  • Czy Pana mama rozmawiała o tym z Panem?
    • Didier Norynberg: Tak, kiedy zorientowała się, że… To ja po raz pierwszy poruszyłem ten temat, nie ona. Zobaczyła, że się tym interesuję, widziałem filmy takie jak „Noc i mgła”, czytałem książki Lanzmanna, Elie Wiesela, i tak, powoli, wszystko mi opowiedziała. Wyjaśniła, jak to się stało, powiedziała o obławie, wytłumaczyła, co to było, opowiedziała, że nosili żółtą gwiazdę, że ich zadenuncjowano, że po stronie francuskiej była kolaboracja, to też ważne, by o tym mówić – był Ruch Oporu, ale była i część kolaborująca. Opowiedziała o pobycie w Drancy, o załadowaniu na zwierzęce ciężarówki w drodze do obozów. Opowiedziała, co się działo w obozach, kilka wspomnień ze swoją siostrą, przyjaciółmi, koleżankami z obozu, jak to było, naziści, Wehrmacht, opowiadała, że Wehrmacht to jednak było… to byli Niemcy, ale żołnierze, zrekrutowani młodzi ludzie, a naziści od początku byli partią polityczną. 
  • Czy próbował się Pan dowiedzieć, co stało się z Pana rodziną?
    • Didier Norynberg : Oczywiście, próbowałem, ale to trudne… Rodzice mówili o tym bardzo mało, reszta rodziny również… To było dla nich bardzo bolesne, ja tego nie przeżyłem, oni tak, więc po dwóch minutach zaczynali płakać… więc i ja starałem się ich oszczędzić. Ale tak czy inaczej, gdy zaczyna się szukać dokumentów, od razu trafia się na strony. Mam sporo dokumentów, zresztą mam ich nawet więcej, widzi się też zdjęcia… Na jednym z filmów na przykład naprawdę widać, jak to było. Jak było w mojej rodzinie, trochę wiedziałem, mama opowiadała mi, że nic nie miała… okropne. Nie miała co jeść, ludzie byli traktowani jak zwierzęta. Wyjechali po obławach, w zwierzęcych wagonach… jak zwierzęta, tak jak przewozi się bydło. Kobiety, dzieci, starcy – w obozach robiono selekcje… trzeba było pozostać przy życiu, tak mówiła mi mama, trzeba było koniecznie pozostać przy życiu. Deportowani okazywali sobie wzajemnie dużo solidarności, żeby pozostać przy życiu. Tylko na to mogli liczyć.
  • A Rosa?
    • Didier Norynberg : Myślę, że życie mojej matki zatrzymało się w momencie deportacji, mojej ciotki również. Obie wróciły, Sarah i Rosa. Mam wrażenie, że na tym ich życie się zatrzymało. Mam przebłyski z młodości, poczciwy kaletnik, sąsiedzi… Chyba życie układało się dobrze. Moi dziadkowie byli religijni, poza tym pochodzili z Polski, więc niezbyt dobrze znali francuski. Był taki dialekt Żydów z Europy Środkowej, nazywał się jidysz. Zresztą nieco przypomina on niemiecki, jeśli ktoś z was uczy się niemieckiego. Mówili w swoim języku, a moi rodzice rzecz jasna ich rozumieli. Znali go biegle, a ja powoli uczyłem się od mamy.
  • Żywi Pan urazę do Niemców?
    • Didier Norynberg: Nie, absolutnie nie. Nie mógłbym, po pierwsze dlatego, że ja tego nie przeżyłem. Do nazistów owszem, ale nie do Niemców, to jest po prostu naród; nie mniej urazy mógłbym mieć wobec Francuzów, którzy kolaborowali i którzy dla mnie zrównują się z nazistami. Kiedy powstał rząd w Vichy, z Lavalem, Pétainem, powiedziałbym, że to równe nazizmowi, bo ci ludzie, mimo wszystko Francuzi, zawzięcie uczestniczyli w deportowaniu różnych osób, dzieci, które nigdy nie wróciły. Więc nie, nie mam tego za złe Niemcom.
  • Jaki wpływ miało to wszystko na Rosę po wojnie?
    • Didier Norynberg: Zwracała się po pomoc. Moja matka zawsze była w towarzystwie, śmiała się, tak ją zawsze widziałem, ukrywała to wszystko. W samotności była chora, miała bardzo kruche zdrowie. Jako najmłodsza musiała najbardziej ucierpieć w obozie ze względu na brak wszystkiego. Przez rok nie miesiączkowała, opowiadała tego typu rzeczy. Potem wywołało to u niej choroby, pod koniec życia z powodu cukrzycy amputowano jej obie nogi. Jej kres był bardzo… odeszła bardzo młodo, miała 68 lat… Na początku nic takiego się nie działo, to byli po prostu deportowani ludzie, trzeba jednak powiedzieć, że z deportacji niektórzy nie wrócili, inni stracili połowę rodziny i wracali w warunkach, o których już mówiłem, chorzy, jak trupy, a w dodatku stracili domy. Trzeba powiedzieć, że pod nieobecność zostali ograbieni, zabrano im domy, meble, tożsamość, nic im nie zostało. Trzeba było odbudować sobie życie, przeprowadzić się, na nowo zacząć normalnie funkcjonować, nie było to łatwe; przyznanie karty niepełnosprawnego już coś dawało, drobne korzyści, i uznanie, które w przypadku mojej mamy było w pełni słuszne.

Życie w Paryżu po wojnie

  • Didier Norynberg : Wiem, że dziadek był z zawodu kaletnikiem. Wiem, że najpierw pracował jako wyrobnik, a potem miał chyba mały sklepik. Żyli skromnie, mieszkali przy ulicy Félix -Terrier w 20. dzielnicy. Mama opowiadała, że na podwórku był Django Reinhardt, który grał na gitarze ze swoją trupą. To były czasy swingu, więc młodzi mimo wszystko tańczyli między sobą. Przed deportacją coś mieli z życia, mieli swoje momenty szczęścia. Potem, cóż, byli bardzo powściągliwi, nie mieli dużo czasu.

Antysemityzm dziś:

  • Co sądzi Pan o antysemityzmie w naszych czasach, a także w czasach, o których rozmawiamy?
    • Didier Norynberg: Dla mnie antysemityzm jest, tak jak rasizm, strachem przed innymi, a nie odkrywaniem innych; co więcej, powiedziałbym też, że ludziom potrzebny jest kozioł ofiarny, to zawsze jest czyjaś wina… moja rodzina przyjechała w trakcie kryzysu w 19929 roku. Proszę spojrzeć, oto pobytu ze wzmianką: uchodźca, a zatem proszę bardzo, jesteśmy dokładnie jak uchodźcy z Libanu, Afrtki, z Mali, ze wszystkich państw. Byliśmy uchodźcami, uciekaliśmy, wciąż ktoś ucieka z jakiegoś kraju – dlaczego? Ponieważ ludzie zawsze szukają kozła ofiarnego, takie jest życie, to przykry aspekt ludzkiej natury, którego nie lubię. Staram się eliminować toksyczne zachowania, kiedy je widzę, walczę z nimi. Z uprzedzeniami.

Kilka miesięcy później, pod koniec roku, Didier Norynberg powiedział nam:

„Ani zapomnienia, ani przebaczenia… W Polsce pod zaborem rosyjskim urodzili się moi dziadkowie Leizer i Riwka Hofenung, którzy, uciekając przed pogromami, wyemigrowali do Francji, kraju praw człowieka. Mieli pięcioro dzieci, Léona, Symchę, Sarah, Georges’a i Rosę, moją mamę. Zamieszkali prze bulwarze Ménilmontant, a następnie przy ulicy Félix Terrier. Żyli szczęśliwie w dzielnicy licznie zamieszkanej przez imigrantów. Francja stała się bogatsza o ich kulturę, żydowską i słowiańską.

W latach 1936-38 żyli pod rządami lewicowej koalicji Front populaire. To byli prości ludzie. Mój dziadek miał głos tenora, jak Ivan Rebroff. Georges grał na pianinie. To szczęście nie trwało jednak długo. Wojna wybuchła w 1939 roku i trwała pięć lat. Niestety, zadenuncjowani, a potem aresztowani przez milicję francuską, zostali skierowani do Drancy, a stamtąd w zwierzęcych wagonach przewiezieni do Birkenau, by dopełnić ostatecznego rozwiązania. Moja babcia Riwka została zamordowana przez SS. Tylko moja nastoletnia mama i ciotka Sarah wróciły w opłakanych warunkach. Georges zginął młodo w Dachau po marszu śmierci. Léon przeżył siedem lat internowania w obozie wojskowym. Mój dziadek i Symcha uniknęli obław i przeżyli.

Jestem łącznikiem pamięci, synem deportowanego, który kiedyś miał rodzinę. Będę walczył z antysemityzmem, rasizmem i obskurantyzmem, dopóki żyję.

Do mojej rodziny.

23 czerwca 2021”

Historia rodziny: z Polski do Francji

Odpis aktu ślubu Riwki i Leizera Hofenunga.
Fragment dokumentacji dotyczącej naturalizacji rodziny Hofenung.

Riwka urodziła się 15 kwietnia 1892 roku w Warszawie. Wyszła za mąż za Leizera Hofenunga jeszcze w kraju urodzenia; ślub prawdopodobnie był sakralny i odbył się w synagodze, ale ponownie zawarli małżeństwo cywilne 22 grudnia 1925 roku w merostwie 20 dzielnicy Paryża, przy placu Gambetta.

Mieli szóstkę dzieci: Léon urodził się 15 września 1915 roku, Symcha (Simon) 15 kwietnia 1918 roku, Sarah Hofenung 24 maja 1921 roku, Georges 23 marca 1925 roku, Rosa 15 stycznia 1928 roku i Jean 9 października 1932 roku, a zmarł 4 marca 1933 roku (w tym samym, w którym Hitler doszedł do władzy). Dwaj pierwsi synowie urodzili się w Polsce, a kolejna czwórka dzieci we Francji.
Rodzicami Riwki byli Corka Rolnad i Chai Sura Hanil. Leizer przeniósł się do Francji w grudniu 1919 roku, być może z żoną. W 1929 roku złożył wniosek o obywatelstwo francuskie dla całej rodziny, rozpatrzony pozytywnie jeszcze w tym roku. W dokumencie wzmiankowany jest jego zawód – rzemieślnik kaletnik – służba w rosyjskiej armii podczas pierwszej wojny światowej i zatrudnienie w dziale technicznym w Nord-Pas-de-Calais.

Plac Gambetta, merostwo 20. dzielnicy Paryża, w którym Riwka
i Leizer wzięli ślub. 

Drzewa genealogiczne sporządzone przez uczniów:

Najmłodszy syn Jean, którego można odnaleźć w serwisie filae, nie figurował w dokumentach.
Podczas wizyty w Muzeum Pamięci Shoah w Drancy w czerwcu 1921 roku usłyszeliśmy głos Sarah. Jej świadectwo było surowe, uderzające, poruszające. Sarah Hofenung pozostawiła świadectwo dla Visual Shoah Foundation z 1996 roku, miesiąc po śmierci jej siostry Rosy.

Akt urodzenia i zgonu Jeana Hoffenunga.

Sarah opowiada w nim o życiu we Francji przed wojną. Kreśli portret zżytej rodziny, pełnej miłości. W domu panowała bieda, podobnie jak u wszystkich przyjaciół. Rodzice wyemigrowali z Warszawy, nienawidzili Polski, gdzie często zdarzały się antysemickie akty przemocy i gdzie bali się ludzi wokół.

Jej ojciec Leizer przyjechał do Francji po pierwszej wojnie światowej i pracował dla służb rozminowujących w pobliżu Lille. Jej rodzice nie ustawali w pochwałach dla ludzi z północy Francji, którzy przyjęli ich z radością. Nie byli antysemitami.

Ojciec przeniósł rodzinę do Paryża, zapewne ze względu na pracę. Był robotnikiem w branży kaletniczej. Rodzina najpierw mieszkała przy Ménilmontant, w mieszkaniu nie było wody, prądu ani gazu. Ci ludzie, zawsze bardzo biedni, byli szczęśliwi. Potem, dzięki merostwu, mieli mieszkanie w 20. dzielnicy, dużo bardziej komfortowe – był tam prąd, choć nie było łazienki.

Rodzice byli bardzo religijni i stosowali reguły koszerności. Ojciec i brat Georges wierzyli w wizje lepszego jutra, jakie roztaczał komunizm; wyznawali „komunizm biblijny”.

Aresztowanie i deportacja

Pierwsza strona dokumentacji do wniosku o przyznanie statusu deportowanego politycznego.

Data aresztowania Riwki podawana jest różnie w kilku źródłach, ale wygląda na to, że doszło do niego 24 lipca 1944 roku. Riwka została zatrzymana przez francuską Gestapo w domu, pod adresem 2 rue Félix Terrier, w 20. dzielnicy Paryża. Wraz z nią aresztowano część dzieci; aresztowanie miało podłoże rasowe – byli Żydami i Polakami.

Dokumenty z obozu w Drancy potwierdzają, że Riwka była tam internowana 25 lipca, a następnie deportowana w kierunku obozu Auschwitz 31 lipca 1944 roku.

30 marca 2021 roku uczniowie spotkali się z Danielem Urbejtelem. Był on deportowany w tym samym transporcie co Riwka i przybliżył kontekst epoki i deportacji.

Ślub Rosy Hofenung. Na pierwszym planie obok
męża Srul Norymberg w 1952 roku. Sarah stoi za
Rosą, a Lejzer siedzi po prawej.

„Mam bardzo niewiele wspomnień z czasu, który spędziłem w Drancy, i jest tak z kilku powodów. Po pierwsze, niestety nie byliśmy tam długo, a po drugie, to co stało się później tak dalece wykracza poza wyobraźnię, że jeszcze dziś nie wiem, czy znajdę słowa, żeby opisać niewyrażalne. W każdym razie 31 lipca 1944 roku, na miesiąc przed wyzwoleniem Paryża, gdy Amerykanie już lądowali w Normandii, i po tym, jak wylądowali w Afryce. I tak 31 lipca 1944 roku zorganizowano transport, który okazał się ostatnim wielkim transportem na Wschód. Tamtego dnia te same paryskie autobusy ale tak liczne, by otoczyć cały obóz w Drancy, przewiozły nas na dworzec Bobigny, należący do sieci komunikacji otaczającej Paryż, służący raczej do transportu towarów. Bobigny znajdowało się blisko Drancy, docieraliśmy na dworzec, gdzie stał pociąg, odkryłem jednak z przerażeniem, że składał się z wagonów towarowych. Wówczas nie wiedziałem, że byliśmy towarem, i nie wiedząc, dokąd zawiezie nas ten pociąg, perspektywę podróży w wagonie towarowym wziąłem za zły omen. Myślę, choć nie wiem na pewno, że ludzie z jednego autobusu zapełniali jeden wagon. Wsiadłem do przypadającego mi wagonu i obszedłem go, żeby się rozejrzeć, szybko poszło, wagon był pusty, na ziemi była słoma, w głębi dwa zbiorniki, jeden z wodą, a drugi przeznaczony na to, co można sobie łatwo wyobrazić. Miałem 13 lat i nie byłem najmłodszy, były tam dzieci, które jeszcze nie chodziły do szkoły, były niemowlęta płaczące z wrażenia, jakie wywierało na nich otoczenie, małe dzieci zostały oddzielone od opiekunek, w głębi były osoby starsze, które także płakały nad swoim losem, być może też się modliły (…). Drzwi, ledwo się zamknęły, zostały zapieczętowane od zewnątrz; otwarta część, która w takich wagonach umożliwia cyrkulację powietrza, była częściowo zakryta deską przybitą w poprzek w oczywistym celu – by zapobiec próbom ucieczki, jednak przede wszystkim utrudniała ona cyrkulację powietrza, a niestety w pierwszych dniach sierpnia 1944 roku było bardzo ciepło. A gdy wszystkie wagony zostały zapieczętowane, pociąg zatrząsł się i ruszył, a nas rzecz jasna żaden nosowy głos z SNCF nie poinformował o celu podróży. Pociąg ruszył. Krążył, byliśmy zamknięci wewnątrz wagonu przez trzy dni i trzy noce, dużo więcej czasu, niż potrzeba, by przebyć te 1200 kilometrów dzielące nas od ostatecznego celu. Na Europę spadły masowe bombardowania. (…) Po trzech dniach pociąg stanął na dobre i po raz pierwszy otworzyły się drzwi, wtedy zrozumieliśmy, że oto dotarliśmy do końca podróży, a końcem tym był niestety obóz Auschwitz, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem. Auschwitz był to obóz zagłady i zarazem obóz koncentracyjny. Ale w istocie był to obóz zagłady, albo natychmiastowej, albo poprzez pracę – tego jednak dowiadywałem się stopniowo. Po otwarciu drzwi rozbrzmiały wykrzyczane po niemiecku rozkazy, które jeszcze trzeba było zrozumieć. Mój brat, który uczył się niemieckiego jako pierwszego języka obcego, był moim tłumaczem. Głośniki nakazywały nam wysiadać schnell schnell, nie wszyscy wysiadali, dzieci, które nie umiały chodzić, zostawały na słomie i płakały, ci, którzy nie byli pewni swojej równowagi, zostawali, to byłbym dziś ja, bo dziś poruszam się, podpierając laską. Lecz ci wszyscy, którzy byli zdolni stać na nogach, wysiedli z trudnością, bo o ile kilka dni wcześniej nie było łatwo wsiąść do wagonu, do którego schodki nie były obniżone jak to jest współcześnie, to można sobie wyobrazić, jak trudno było z niego wysiąść, gdy trzeba było zrobić to szybko. Gdy przez trzy dni zupełnie nie ma się przestrzeni, by rozprostować mięśnie, i gdy trzeba się śpieszyć, jeśli człowiek nie trafi w stopień, upada, a zaledwie upada, gdy psy przybiegają go gryźć po łydkach. Esesmani wytresowali te psy, owczarki niemieckie, na pomocników; wtedy odbyła się pierwsza selekcja.”

Riwka nie pojawiła się na ślubie swojej córki Rosy po wojnie.

Według dokumentów składających się na wniosek o przyznanie statusu deportowanego, Riwka Hofenung zmarła w 1952 roku, jednak w rzeczywistości nigdy nie powróciła z obozu.

Zmarła kilka dni po deportacji, 5 sierpnia 1944 roku, z pewnością w straszliwych okolicznościach komory gazowej w Birkenau.

Nie istnieją oficjalne informacje o Riwce po deportacji. 14 marca 1957 roku uznano ją za zaginioną. Dopiero w 1993 państwo francuskie oficjalnym dekretem stwierdziło śmierć Riwki w Auschwitz-Birkenau.

Wzmianka w Journal officiel de la République française (francuskim dzienniku ustaw i dokumentów administracyjnych) z 1933 roku:

„Hofenung, z domu Roland (Riwka) urodzona 15 kwietnia 1892 roku w Warszawie (Polska), zmarła 5 sierpnia 1944 roku w Auschwitz (Polska), a nie 31 lipca 1944 roku w Drancy (departament Seine)”.

Wystawa dokumentów i przedmiotów pochodzących ze zbiorów rodzinnych uczniów

Rekonstrukcja pokoju w mieszkaniu z początku XX wieku
Dokumenty udostępnione przez rodziców uczniów. Więźniowie stalagu (niemieckiego obozu jenieckiego) i fascykuły z mobilizacji.
Wystawa dokumentów udostępnionych przez rodziców
uczniów i przez pracowników szkoły.

Riwka nie wróciła.

Niniejszy projekt pozwolił nam lepiej zrozumieć, przez co przeszli Żydzi w tamtych czasach. Był także okazją do przywrócenia naszej pamięci twarzy, wydarzeń, historii ofiar, by nigdy się to nie powtórzyło.

Kategorie
Uncategorized

Mathis Szwarc

Biografia

Biografia autorstwa Joanny Nowickiej, uczennicy I Liceum Ogólnokształcącego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu

Zetknięcie się z przeszłością drugiego człowieka to niezwykłe doświadczenie, ponieważ pozwala nam lepiej zrozumieć, w jaki sposób losy pojedynczej osoby zależą od zewnętrznych czynników, takich jak epoka historyczna, środowisko społeczne, rodzina, naród, trudności, na jakie natrafia itd.

O ile Mathis miał własną historię, od początków w środowisku rodzinnym, poprzez emigrację, aresztowanie i deportację bez powrotu – o tyle jego biografia jest prawdziwym poświadczeniem Holokaustu.

Mathis Szwarc był uwikłany w historię trzech krajów, Polski, Francji i Niemiec podczas drugiej wojny światowej.

Polskie paszportty Samuela Szmula Szwarca, ojca Mathisa, i jego żony, na potrzeby wyjazdu do Niemiec, 1923 rok.
Copyright © Fond Liba Szwarc/DR

Tylko ciekawość i otwartość pozwalają odtworzyć losy Mathisa w kontekście trzech wspomnianych krajów i realiów każdego z nich, tylko ciekawość pozwala zrozumieć, czym kierują się współczesne społeczności i co zapewnia równowagę geopolityczną w Europie i na świecie. Równowagę, bez której Holokaust może się powtórzyć. Oczywiście praca nad biografią cudzoziemca musi opierać się na tłumaczeniach wszelkich dostępnych źródeł, na kojarzeniu opisanych w nich wydarzeń oraz na pomocy członków rodziny bohatera tekstu, tak by opowiedziana historia była spójna i logiczna. Mnie samej nie udałoby się tego dokonać, gdyby nie pomoc pana Oliviera Schwarza, wnuka Mathisa Szwarca, który dostarczył mi precyzyjnych i niebędących w powszechnym obiegu informacji. Należy też wspomnieć o świadectwie ojca Oliviera, Éloiego Szwarca, najmłodszego z czterech synów, który podczas niepublikowanego wywiadu przeprowadzonego przez panią Angles podał wszystkie dostępne informacje na temat życia swoich rodziców, Mathisa i Liby, w Livry-Gargan.

Co więcej, dokumenty, którymi dysponowałam, wydawały mi się bardzo cenne i pełne emocji, w szczególności te, które dotyczyły rodzinnych korzeni.

Moja praca, choć oparta na fotografiach, aktach z archiwów, ale także wywiadach z naocznymi świadkami, wydaje mi się subiektywna. A przecież ma solidne podstawy: daty, miejsca, pielęgnowane lub zerwane relacje. Udział w projekcie Transport 77 jest dla mnie wielkim zaszczytem, ponieważ pozwolił mi na osobiste doświadczenie historii i na rozwinięcie kompetencji językowych.

Na początku chciałam mieć pewność, że biografia rozpoczyna się od najstarszych danych na temat rodziców Mathisa Szwarca. Samuel (Szmul-Zajwel) Szwartz (taka pisownia nazwiska widnieje na akcie urodzenia) był jego ojcem. Urodził się w Szydłowcu 2 października 1857 roku i ożenił się z Cheivą (Szejwą) z domu Szwartz, urodzoną w Szydłowcu 26 czerwca 1861 roku. Była ona jego siostrzenicą; na takie małżeństwa zezwalała Halacha – zespół zaleceń, obyczajów i tradycji, który określa się jako „prawo żydowskie”, wykładnia Tory wskazująca, jak stosować ją do sytuacji życiowych, która stanowi podstawę żydowskich praktyk religijnych. Rodzina Szwarc mieszkała w Szydłowcu co najmniej od lat 50. XVIII wieku.

Historia rodziny Szwarc

Herb miasta Szydłowiec
 
Akt urodzenia Mathisa Szwarca, sygnatura 2573, 1901 rok.
Copyright © Olivier Schwarz

Nazwisko Szwarc występuje w Polsce już w XV wieku – polski herb rodu Szwarców pojawia się w dokumentach z 1442 roku. Wówczas król Polski i Węgier Władysław III Warneńczyk nadał godność szlachecką Jerzemu Szwarcowi, radcy miejskiemu, mieszczaninowi z Krakowa.

„16 (29) grudnia 1901 roku o godzinie 13 w mieście Łódź Żyd Szmul (Shmul) – Zajnwel Szwarc, lat 44, z zawodu tkacz, zamieszkały w dzielnicy Bałuty w Łodzi, przybył w towarzystwie świadków: Gabriela Sidala, miejscowego rabina, Moszka Kamińskiego, lat 34, i Abrama Herbera, lat 51, pracowników szpitala, i pokazał nam dziecko płci męskiej, deklarując, że wydała je na świat w Łodzi 9 (22) grudnia tegoż samego roku o godzinie 8 rano jego prawowita małżonka Szejwa (Sheva) z domu Szwarc, lat 40. Po obrzezaniu chłopcu nadano imię Matys (Mathis). Następnie odczytaliśmy niniejszy akt, by podpisały go obecne osoby; Ojciec dziecka zadeklarował, że nie umie pisać [w domyśle: rosyjskim lub łacińskim alfabetem]. Podpisy Świadków.”

Rodzina na pchlim targu, rok 1938.
Copyright © Fond Liba Szwarc/DR 
Czterej bracia w roku 1935.
Copyright © Fond Liba Szwarc/DR 

Samuel był handlarzem starzyzną w Szydłowcu, gdzie mieszkał z żoną i rodziną. Po ślubie, który odbył się w Szydłowcu 5 czerwca 1878 roku Samuel i Cheiva wyjechali do Łodzi około roku 1880. Samuel został tam tkaczem i nabył sklep tkacki w okresie, kiedy mieszkał w Łodzi, od 1880 roku do marca 1920 roku, gdy na jakiś czas przeniósł się do Szydłowca, aż ostatecznie opuścił Polskę w roku 1925. Wyjechał do Elberfeld w Niemczech, gdzie mieszkały jego dzieci i wnuki. Samuel i Cheiva byli rodzicami Mathisa i wnukami Eloia. Mieli czwórkę dzieci, wszystkie przyszły na świat w łódzkiej dzielnicy Bałuty.

Rok 1940.
Copyright © Fond Liba Szwarc/DR 
 mathis_szwarc_arbre_genealogique
Copyright © Olivier Schwarz

Szaja (Schaja) Szwarc

Dora z domu Schwarz, Moszek Chaim
Woydislawski i ich syn Harald. Zdjęcie
wykonano w Belgii w 1938 roku.
Copyright © Fond Liba Szwarc/DR 

Szaja Schwartz, urodził się w Łodzi 29 października 1885 roku. 22 grudnia 1882 roku w Zwoleniu poślubił Rywkę (Reginę) z domu Diament. Mieli trójkę dzieci: Dorę, Dawida i Rudolfa. Przed wybuchem pierwszej wojny światowej wyjechał do Eberfeld w Niemczech, gdzie pracował jako handlarz starzyzną. Sprzedawał „starocie, szmaty” i był „pośrednikiem handlowym pomiędzy przedsiębiorcami”. W 1922 roku Szaja zmarł nagle, a jego żona Rywka pozostała w Niemczech, kierując firmą męża aż do lat 30. Potem wyjechała do Belgii do Woluwe-Saint-Pierre i zamieszkała u córki Dory i jej męża Moszka-Chaima Wojdysławskiego wraz z ich synem Haraldem. Moszek-Chaim został zamordowany przez belgijskich funkcjonariuszy SS 21 czerwca 1943 roku w domu, gdy sprzeciwiał się aresztowaniu Dory i Haralda. Ci trafili do Mechelin, do koszar Dossin i zostali wywiezieni w transporcie 21 31 lipca 1943 roku do Auschwitz-Birkenau. Po przybyciu do obozu zostali zamordowani w komorach gazowych. Rywka do końca wojny ukrywała się w Belgii. Po zakończeniu wojnym w 1946 roku udało się jej odnaleźć dwóch pozostałych synów – Davida i Rudy’ego, którzy jeszcze przed wojną wyjechali do Stanów Zjednoczonych. Zmarła w 1958 roku w Nowym Jorku, straciwszy córkę Dorę, zięcia Moszka-Chaima Wojdysławskiego i wnuka Haralda.

Schaya Szwarc, starszy brat Mathisa (zmarły w 1922 roku) z żoną
Rywką i dwójką dzieci, Davidem i Dorą. Zdjęcie wykonano w Eberfeld
w 1911 roku – nie ma na nim trzeciego dziecka, Rydy’ego, który
przyszedł na świat dziesięć lat później.
Copyright © Fond Liba Szwarc/DR 

David Israël Schwarz

David Israël Schwarz urodził się w Łodzi w roku 1889 i prawdopodobnie jeszcze przed pierwszą wojną światową wyjechał do Elberfeld, by odnaleźć starszego brata Szaję. David Israel ożenił się z Itą z domu Lewin, starszą siostrą Liby Lewin, żony Mathisa. Ita urodziła się w Dąbiu w roku 1889 i doczekała się z mężem trójki dzieci: Oscara (Michela), Chaji (Hélène) i Adèle. Podobnie jak jego bracia i ojciec, David Israel był handlarzem starzyzną.

Zdjęcie wykonane w 1927 roku w
Elberfeld. Trójka bratanków Mathisa,
Adèle, Oscar i Chaja-Hélène.
Copyright © Fond Liba Szwarc/DR 

Mathis Szwarc

Mathis Szwarc urodzony w Łodzi 22 grudnia 1901 roku. 23 lipca 1891 roku w Dąbiu wziął ślub z Libą z domu Lewin. Liba była młodszą siostrą Ity, która wcześniej wyszła za brata Mathisa, Davida Israela. Mathis i Liba mieli czwórkę dzieci: Abrahama (Alberta) urodzonego w 1927 roku, Oscara (Rogera) urodzonego w 1928 roku, Salomona (Simona) urodzonego w 1929 roku i Éloi urodzonego w 1930 roku (zob. drzewo genealogiczne wykonane przez Oliviera Schwarza). Cała czwórka urodziła się w Livry-Gargan w regionie paryskim.

Mathis w wieku 18 lat.
Copyright © Fond Liba Szwarc/DR

Adèle (Udli) Szwarc

Zdjęcie wykonane w 1936 roku w Elberfeld
przedstawia Adèle i Martina ze starszym
synem Davidem.
Copyright © Fond Liba Szwarc/DR 

Adèle (Udli) Szwarc, urodzona w Łodzi 16 listopada 1906 roku. 25 grudnia 1929 roku w Elberfeld poślubiła swojego kuzyna Martina-Motela Schwarza, urodzonego 16 marca 1900 roku. Mieszkali w Niemczech, w Elberfeld. Mieli trójkę dzieci: Davida, Fridę i Harolda. Wobec rosnącego zagrożenia, jakie niosła dla Żydów w Niemczech ideologia nazistowska, w styczniu 1940 roku Adèle zdołała wydostać się z dziećmi z kraju i dotrzeć do włoskiego portu Genua, skąd wyprawiła ich statkiem do USA. Po przyjeździe dzieci zostały zaadoptowane przez żydowskie rodziny w Detroit. Adèle wróciła do Niemiec, gdzie odnalazła męża. Jako Żydzi nie zdołali uzyskać dokumentów potrzebnych do opuszczenia Niemiec. Zostali deportowani do getta w Mińsku i zginęli na Wschodzie zimą 1941 roku, zamordowani przez hitlerowskie Grupy Operacyjne.

Po pierwszej wojnie światowej Mathis dołączył do dwóch starszych braci w Niemczech, żeby pomóc im jako pośrednik handlowy. W marcu 1920 roku Samuel z żoną Cheivą opuścił dom i własny sklep przy ulicy Kilińskiego (niegdyś Widzewskiej) 43 w Łodzi, by przenieść się do Sosnowca. Następnie, około roku 1922-1923, Samuel i Cheiva dołączyli do swoich trzech synów i córki w Elberfeld. Ich interesy szły znakomicie, należeli do „szacownych żydów imigrantów ze Wschodu” (z Polski), a Szaja został nawet przewodniczącym lokalnej społeczności Żydów przybyłych z Polski do Niemiec. Szaja zmarł w Elberfeld w 1922 roku. Jego nagrobek znajduje się na ocalałym cmentarzu żydowskim. Widnieje na nim jego nazwisko, Schaya Schwarz, i daty: 1885-1922.

Życie w Livry-Gargan przed drugą wojną światową (lata 1923-1939)

Zawodowa wizytówka Mathisa.
Copyright © Fond Liba Szwarc/DR
1942 rok, Mathis i Liba przed domem przy 17 Chemin des
Postes (dziś 147) w Livry-Gargan, obok swojego kabrioletu
Citroëna B12, który napawał ich dumą.
Copyright © Fond Liba Szwarc/DR 

Mathis jako harcerz został wysłany do Francji w 1923 roku. Zamieszkał w Livry-Gargan, gdzie znajdowała się gmina żydowska, połączona tramwajem z Belleville. Był w gronie założycieli i członków stowarzyszenia wzajemnej pomocy, utworzonego w latach 1923-1925, „Fraternelle de Livry-Gargan” (Bractwo Livry-Gargan), a później „Fraternité de Livry-Gargan” (Braterstwo Livry-Gargan); jeszcze obecnie, w 2021 roku, Szwarcowie pozostają jego aktywnymi członkami. Oscar Szwarc był jego przewodniczącym przez około dziesięć lat, a jego następczynią jest Sandrine Szwarc, wnuczka Mathisa i córka Éloiego, który z kolei od ponad dwudziestu lat pełni funkcję chorążego. To towarzystwo pomocy wzajemnej doprowadziło do zbudowania w Livry-Gargan synagogi. Na początku, aż do wybuchu wojny, zarządzało przyjęciami do La Fraternelle, szkoły talmudycznej, żydowskiego kabaretu i miejscowego żydowskiego cmentarza.

Podobne jak jego młodszy brat Mathis, Israel-David Szwarc był
handlarzem żelastwem. Na zdjęciu na swoim wózku w
Livry-Gargan w poszukiwaniu złomu i starych ubrań, lata 30.
Copyright © Fond Liba Szwarc/DR 

Ta tradycja została wznowiona po Holokauście – wszyscy członkowie, którzy zaginęli, są grzebani na należących do stowarzyszenia żydowskich parcelach na cmentarzach Livry-Gargan. Malarze szkoły paryskiej, tacy jak Soutine, Kikoïne, a nawet Modigliani, przyjeżdżali korzystać z życia w tętniącej życiem w latach 20. gminie żydowskiej. Mathis kupił działkę pod adresem 147 Chemin des Postes, zbudował tam dom i duży magazyn. Był handlarzem starzyzną i żelastwem oraz hurtownikiem szkła i metali. David Israel i Adèle na początku lat 20. byli jeszcze w Niemczech, a tymczasem interesy Mathisa w Livry-Gargan szybko zaczęły iść znakomicie. Zyskał reputację człowieka interesu, ale pozostał jak wcześniej hojny uczynny i gotowy do pomocy bliźnim.

David Israel przyjechał do Livry-Gargan w połowie lat 20. Dalej pracował w handlu hurtowym wyrobów żelaznych. Bracia byli sąsiadami, niemalże razem pracowali i żyli. Lata 1923-1939 były szczęśliwe – tak określa je Éloi. Kabaret jidysz „La Salle Rappa” przy bulwarze Chanzy, którym zajmuje się Mathis, odnosi wielki sukces. Znani artyści i komicy Jidyszkajt, jak Dzigan i Schumacher, często przyjeżdżali tam na występy, a poza tym organizowano spektakle muzyczne. Małżeństwo aktorów Epstein, mieszkające w Livry-Gargan, zabawiało się, prosząc widzów, by na koniec spektaklu rzucali na scenę monety.

Mathis ożenił się z Libą w 1936 roku, sprowadziwszy ją z Dąbia. Zanim spotkali się na żywo, przez długie lata pisali do siebie listy w jidysz. Ita, żona Davida Israela, obiecała swojej młodszej siostrze Libi, że wyjdzie za swojego szwagra Mathisa.

Mathis i Liba Szwarc zamieszkali pod adresem 147 Chemin des Postes, w domu, który Mathis zbudował przed przyjazdem przyszłej żony.

Samuel i Cheiva, „Patriarchowie” i rodzice Schavy, Davida Israela, Mathisa i Adèle przyjechali do Livry-Gargan około 1933 roku, kiedy Hitler doszedł do władzy, pozostawiając w Niemczech córkę Adèle z rodziną i synową Rywkę.

Zdjęcie Samuela i Cheivy, wykonane w 1938 roku w domu
Mathisa i Liby w Livry-Gargan, gdzie cała czwórka mieszkała
razem.
Copyright © Fond Liba Szwarc/DR 

W sierpniu 1938 roku Éloi pojechał na dwa tygodnie do Niemiec, by odwiedzić tamtejszą gałąź rodziny. Był zafascynowany metrem „podwieszonym za dach”, Wuppertaler Schwebebahn, koleją, która wciąż istnieje w Wuppertal (niegdyś Elberfeld). Éloi wspomina, że podczas jego podróży do Niemiec jego kuzyn Davis, sportowiec o gabarytach boksera, starszy syn Szai i Rywki, przebywał wówczas w więzieniu. Według tego, co pamięta Éloi, „miał problemy w pracy z powodu żydowskiego pochodzenia, a nie lubił słuchać antysemickich uwag pod adresem własnym lub innych Żydów”.

Mathis podpisywał niektóre oficjalne dokumenty imieniem Max. Skąd się ono wzięło? Tego Éloi nie wie.

Firma handlująca starzyzną i żelastwem znajdowała się obok domu. Magazyn mieścił się w głębi ogrodu, a dostawa i sprzedaż najróżniejszych towarów były na porządku dziennym. Rodzina mieszkała wraz z dziadkami. Co rano Mathis wyprowadzał wóz, zaprzęgał konia i objeżdżał ulice miasteczka, żeby odebrać, znaleźć albo kupić gałgany, królicze skóry. Éloi wspomina, że skóry trzeba było suszyć na słońcu, zanim nadawały się do sprzedaży lub produkcji ubrań (być może stąd wzięło się powołanie Éloiego i jego brata Salomona, którzy obaj zostali kuśnierzami, czyniąc zadość zawodowej tradycji europejskich Żydów). Popołudniami rodzina przyjmowała w domu ludzi, którzy przychodzili sprzedać różne materiały.

Z rodzicami Mathis rozmawiał w jidysz, ale znał także inne języki: polski, rosyjski, niemiecki, jenisz (język Jeniszów, ludu nomadów, zapożyczający gramatykę z niemieckiego i posiadający skomplikowany system leksykalny, złożony z elementów pochodzenia niemieckiego, hebrajskiego i jidysz w wersji zachodniej, niepoddanego wpływom słowiańskim czy romskim), a także oczywiście francuski, którym władał biegle. Liba także mówiła po francusku, ale miała akcent i czasem używała mieszanki z jidysz. Éloi wspomina, że Mathis był łagodnym, czułym ojcem. W południe albo o godzinie 16, po powrocie dzieci ze szkoły, bawił się z synami na podwórku. Éloi miał „wszystko, czego było trzeba”. Jego ojciec czuwał, by niczego mu nie brakowało, i pragnął, by żona, dzieci i rodzina były szczęśliwe.

Mathis lubił śpiewać, zwłaszcza piosenki i kołysanki w jidysz. Uwielbiał muzykę klasyczną i skrzypcową, chciał jej nauczyć dzieci. Zatrudnił nauczyciela gry na skrzypcach. Abraham (Albert) jakoś sobie radził, pozostali bracia nie wykazali najmniejszych uzdolnień muzycznych. Mathis miał mówiącą papużkę Coco; gdy Liba wołała męża po imieniu, Coco bez końca powtarzał „Mathis! Mathis!”. Rodzina miała też psa Bobby’ego, który spędzał dni na zabawie z czwórką chłopców.

Dziadek Samuel i babcia Cheiva rozmawiali w jidysz ze wszystkimi przyjaciółmi w Livry-Gargan, a także z dziećmi w domu. Chociaż w Polsce Samuel był związany z ruchem chasydów, rodzina nie była ortodoksyjna. Obchodziła szabat i święta. Jadła potrawy koszerne, o ile dało się w nie zaopatrzyć (pod okupacją); w części ogrodu posiadała kurnik, a obok niego boks, miejsce odpoczynku konia poza czasem pracy. W Polsce Samuel i Cheiva byli bardziej religijni. W Niemczech żaden ze Schwarzów nie należał do synagogi niemieckich żydów, lecz do polskich; w ten sposób zachowali rytuał odprawiania żydowskich modlitw po polsku. Świadczy o tym fakt, że Schaya, najstarszy syn Samuela, dokonał wpłaty na budowę synagogi dla społeczności żydowskiej w obrządku polskim, której był przewodniczącym w Elberfeld. W każdym razie, z wyłaczniem Samuela i Cheivy, w domu Mathisa mówiło się po francusku. Mathis umiał czytać po francusku, Liba po francusku i w jidysz.

Schwarcowie mieszkali w otoczeniu Włochów, Ormian. Mieli w domu duży dziedziniec i w naturalny sposób ściągali do nich sąsiedzi. Co niedzielę dziedziniec albo podwórze przed domem zamieniały się w miejsce spotkań, rozrywek i gry w piłkę. Napięcia między przedstawicielami różnych kultur nie istniały, każdy wnosił i dzielił się swoją.

Livry-Gargan było celem wakacyjnych wyjazdów paryżan. To była wieś: pola, kanał Ourcq, po którym pływały statki, las Bondy, siedem wysepek w okolicy Montfermieil. Schwarzowie organizowali pikniki na polach przed domem. Niedaleko znajdowało się miejsce pielgrzymek i kultu katolików z cudownymi źródłami, kościół Notre-Dame-des-Anges zaraz za ich domem w Clichy-sous-Bois, i oczywiście synagoga w Livry-Gargan przy ulicy Gailleni, gdzie Mathis z rodziną udawali się w dni szabatu i świąt.

W sierpniu organizowano jarmark na pobliskiej łące, która dla mieszkańców miasteczka i okolic stała się miejscem letnich wydarzeń.

Schwarcowie, podobnie jak ich sąsiedzi, rzadko bywali w Paryżu – miejscowa żydowska społeczność tak się rozrosła, że nie było takiej potrzeby.

Synowie Mathisa zmienili imiona na francuskie. Najstarszy, Abraham, stał się Albertem, często wychodził i bywał na balach. Nie chciał nazywać się Abraham, stąd zmiana. Oscar stał się Rogerem, a Salomon Simonem. Czterej bracia zawsze byli znakomicie ubrani: garnitury, marynarki, koszule, krawaty, muchy… Mathis nosił się podobnie, wszyscy przywiązywali wagę do stroju. Był eleganckim mężczyzną o nienagannej prezencji. Zdaniem dziadków rodzina Mathisa, która zaznała ciężkiego życia w Polsce, uważała, że we Francji jest lepiej. Po pierwszej wojnie światowej przez Polskę przetoczyły się pogromy, co pchnęło wielu Żydów do emigracji, na przykład do Niemiec. Éloi często słyszał, jak dorośli wspominali życie w Łodzi, porównując je z Elberfeld i Livry-Gargan.

We Francji co niedziela u Schwarzów – w domu Mathisa albo Davida, który mieszkał ulicę dalej – było wielkie spotkanie. Podawano koszerne potrawy przyrządzone przez Libę albo Itę: mieloną wątróbkę, klopsiki rybne albo macę, słynny sernik Käsekuchen, struclę z jabłkami. Śpiewano piosenki w jidysz, prezentowano wytworzone w ciągu tygodnia ubrania, Yiddische Mamas wymieniały się przepisami, dzieci grały w kulki albo bawiły się żołnierzykami na dziedzińcu. Wszyscy sąsiedzi mieli trójkę albo piątkę dzieci. Były to całe gromady ludzi, niezależnie od statusu społecznego drzwi Schwarzów były zawsze szeroko otwarte. Mathis korzystał z tego, by pertraktować i omawiać interesy z ojcami innych rodzin, którzy w większości byli, podobnie jak on, handlarzami starzyzną i żelastwem.

Aresztowanie

Mathis został aresztowany w następujących okolicznościach. 23 marca 1944 roku około godziny 15-15:30 francuska policja poszukiwała członkini i/lub członka Ruchu Oporu, którzy mieli zabić niemieckiego oficera zaledwie kilkaset metrów stamtąd, w Clichy-sous-Bois. Policja poszukiwała tych osób w Livry-Gargan, próbując się dowiedzieć, gdzie mogą przebywać opozycjoniści i przepytując wiele osób. Właściciel kawiarni, nad którą znajdowały się pokoje hotelowe, powiedział, że ich nie zna. Nie zadenuncjował Mathisa bezpośrednio, nie mamy dowodów na takie wydarzenie, oddalił od siebie podejrzenia, mówiąc policjantom, by poszli do „Schwarca, handlarza starzyzną”. Mathis był znany w całym miasteczku ze względu na działalność w stowarzyszeniu „Fraternelle de Livry-Gargan” i na swoją osobowość. W tamtej chwili razem ze szwagrem Léonem Zaltzem, mężem Fridy, siostry Liby i Ity, Mathis wychodził w domu, by wsiąść do samochodu. Léon Zaltz i Frieda ukrywali się w hotelu oraz kilku kolejnych mieszkaniach w Livry-Gargan, wspomagani przez Mathisa. Hotel z kawiarnią na dole, położony niedaleko domu Mathisa, należał do pewnego Włocha. Francuska policja i ludzie kolaborujących gangsterów Bonny’ego i Lafonta z francuskiej Gestapo skierowali się samochodami więc do domu Mathisa, gdy ten właśnie ruszył, by ze szwagrem zrobić zwykłe o tej porze zakupy.

Mathis miał na marynarce żółtą gwiazdę. Zawrócił, gdy w lusterku zobaczył, jak przed jego domem zatrzymuje się policja. Wysiadł z samochodu i skierował się w stronę policjantów i funkcjonariuszy. Zapytali: „Schwarc, handlarz starzyzną?”, Mathis odpowiedział: „Tak, to ja”. Pojmali go, a on zawołał: „Zostawcie mnie! Jestem Francuzem!”. Jeden z policjantów odpowiedział: „Nosisz żółtą gwiazdę, jesteś Żydem!”. Wyrwał gwiazdę z marynarki i natychmiast go aresztował. W tej chwili czwórka dzieci Mathisa była w szkole w Raincy. Éloi miał 14 lat i już uzyskał dyplom ukończenia szkoły podstawowej.

Jego bracia kontynuowali edukację na dalszych etapach. Liba była w domu z siostrą Fridą, żoną Léona Zaltza, i młodą żydówką, która akurat się u nich znalazła. Policjanci weszli do domu. Trzy kobiety uciekły przez ukryte drzwi i mimo kul wystrzelonych tuż obok twarzy ze świstem, który Liba zapamiętała na zawsze, zdołały schronić się u Ity. Mathis został aresztowany i zakuty w kajdanki, podobnie jak Léon Zaltz i jeden z sąsiadów, który właśnie przechodził. Nie trafili do siedziby Gestapo przy ulicy Lauriston, ale do Fresnes, zostali bowiem uznani za członków Ruchu Oporu. „Wujek Zaltz”, który ostatecznie został deportowany do Ravensbrück w transporcie 79, był naocznym świadkiem tego, co wydarzyło się w marcu i kwietniu w więzieniu Fresnes.

Éloi z dwoma braćmi, którzy byli w szkole w Raincy, zostali szybko odebrani przez kuzynkę Hélène, córkę Ity i Davida Israela, która niedawno wzięła ślub i która zabiera ich do kryjówki w domu przy alei Bayard, który właśnie kupiła z mężem.

Potem sąsiad z alei Pommiers, nie-Żyd, pan Magne, ślusarz i kombatant, którego syn René był kolegą dzieci Schwarzów, zakwaterował czwórkę dzieci i ich matkę w na parterze swojego pawilonu. Spali w jednym pomieszczeniu razem z inną rodziną. Aresztowanie Mathisa odbiło się echem w miasteczku; niestety, nie był to rzadki przypadek – około stu członków lokalnej społeczności zostało zamordowanych. Na starym cmentarzu znajduje się stela z imionami żydowskich ofiar. Rodzina Schwarzów kilka lat temu zdecydowała wręczyć tytuł „Sprawiedliwego wśród Narodów Świata” tym, którzy z narażeniem życia ochraniali Żydów. To najwyższe odznaczenie cywilne, o którym stanowią państwo Izrael i Komitet Yad Vashem we Francji, zostało przyznane potomkom pana Magne. Oni jednak nigdy go nie chcieli, mówiąc, że wykonali tylko swój obywatelski obowiązek. Prawdziwie sprawiedliwi!

Wiosna 1944 roku w Livry-Gargan. Życie żydowskiej rodziny w ukryciu, bez ojca

Przedsiębiorstwa braci Schwarz trafiły w ręce Aryjczyków, wyznaczono zarządcę. W ogrodzie, przez który szło się do magazynów, zawisła kartka: „była firma żydowska”. Pomimo kontaktów, jakie udało się nawiązać dzięki sąsiadom, rodzina Mathisa nie dotarła do żadnych wieści ani z Fresnes, ani, później, z Drancy. Wiosną 1944 roku fabryki Renault i Billancourt zostały zbombardowane. Pociski działowe padły pięćset metrów od domu Schwarców. Dom został trafiony odłamkami kamieni po wybuchach pocisków.

Dzieci nie mogły wrócić do szkoły. Bracia wychodzili do ogrody pana Magne, ale nie wolno im było wyjść na ulicę. Pan Magne dawał radę zaopatrzyć ich w potrzebne artykuły i nakarmić dzięki kartkom na żywność. Albert, który dostał się do szkoły w Pantin, ostatecznie nie został przyjęty, bo był żydem.

Czekanie na wiadomość

Wuj Zaltz wrócił z obozu w Ravensbrück, dokąd deportowano go transportem 79. Przed zatrzymaniem był przystojny i dość krzepki. Po powrocie ważył 35 kilogramów. Nie miał wiadomości o Mathisie. Wiedział tylko to, co reszta rodziny – został wywieziony do Auschwitz. Na liście ocalałych z obozów śmierci w Hotelu Lutetia nie figurowało imię i nzawisko Mathisa. Rodzina i sąsiedzi szukają go w spisie. „Szukaliśmy, szukaliśmy”, wspomina Éloi, „to była nasza jedyna nadzieja”. Liba także miała nadzieję: skoro jej szwagier wrócił, czemu nie miałby wrócić Mathis?

Copyright © Fond Liba Szwarc/DR 

Z relacji naocznego świadka wiadomo, że kiedy Mathis przybył z Fresnes do Drancy 17 lipca 1944 roku z numerem 25120, był bez sił i w złym stanie. W Fresnes był torturowany w podziemiach. Mówił o swoich dzieciach i żonie, wołał po niemiecku „Mam dzieci, nie możecie tego zrobić”. Był w opłakanym stanie, gdy 31 lipca 1944 roku wsiadał do transportu 77, ostatniego wielkiego transportu do Auschwitz. 3 sierpnia, tuż po przybyciu do obozu, został zamordowany. Pod koniec kwietnia 1945 roku pierwsi deportowani przybywają do Hotelu Lutetia w Paryżu, który jest punktem tranzytowym i miejscem spotkań. Niektórzy, jak Léon Zaltz, mieli szczęście i wrócili. Codziennie wywieszano listę ocalałych z koszmaru.

Nazwiska Mathisa Schwarca na listach nie było. Oczekiwanie stawało się dla Liby i jej czterech synów nieznośne. Wuj Zaltz w odpowiedzi na pytania opowiadał dzieciom i Libie, jak próbują przetrwać deportowani, by przekazać relacje z życia w obozach śmierci. Ciotka Frida zmarła na raka wkrótce po wojnie.

Samuel i Cheiva zmarli w 1938 i 1939 roku, tuż przed Holokaustem, i „na szczęście” nie poznali tragedii rodziny Schwarzów po zamordowaniu Mathisa, ich córki Adèle i jej zięcia, ich wnuczki Dory, jej męża Moszka-Chaima i synka Haralda.

Żeby przetrwać, wciąż czekając na powrót męża, Liba kupowała towary, skóry, nie deklarowała jednak swojej działalności. Gdy mieszkali u pana Magne, Liba nocami chodziła do domu, żeby przynieść ubrania. Po wojnie Abraham (Albert) terminował u jubilera i dawał część pensji matce. Drugi syn, Oscar (Roger) nauczył się ślusarstwa i przejął sklep z antykami w Livry-Gargan, który zatrzymał aż do emerytury. Salomon (Simon), trzeci syn, otrzymał uprawnienia, potem praktykował u handlarza skór przy ulicy Miromesnil w Paryżu, wreszcie został kuśnierzem. Abraham został jubilerem i zegarmistrzem w Pavillons-sous-Bois. Oscar (Roger) został handlarzem starzyzną i żelastwem pod adresem 147, chemin des Postes w Livry-Gargan. Éloi natomiast po pobycie w szkole ORT przygotowującej do zawodu elektryka dołączył do Salomona u kuśnierza przy ulicy Miromesnil w Paryżu i stał się kuśnierzem i krawcem dla luksusowych paryskich sklepów. Miał atelier przy ulicy Hauteville w Paryżu, w dzielnicy kuśnierzy. W 1976 roku powrócił do Livry-Gargan, rodzinnego gniazda, w którym urodziło się dziewięcioro z dziesięciorga jego wnucząt.

Liba uprawiała ogród warzywny, hodowała w ogrodzie kurczaki i kaczki na sprzedaż, z miejscowym szojchetą ćwiczyła ubój rytualny (szechitę). Éloi wspomina Libę, jej częste ataki nerwowe po aresztowaniu Mathisa i przez kilka lat po wojnie. Mathis został aresztowany 31 lipca 1944 roku w transporcie 77 i zamordowany bezpośrednio po przybyciu do obozu 3 sierpnia 1944 roku. Liba i jej czwórka dzieci otrzymali zaświadczenie o zgonie z datą 19 grudnia 1944 roku, trzy dni przed jego czterdziestymi trzecimi urodzinami.

Pomimo koszmaru życie toczyło się dalej. W 2021 roku lista potomków Mathiasa i Liby wyglądała następująco:

  • 4 synów (zdjęcie z roku 1948 w Livry-Gargan), z których dwóch starszych, Albert i Oscar, zmarło
  • 10 wnucząt
  • 14 prawnucząt
  • 3 praprawnuczki et 1 praprawnuk. Życie toczy się dalej…

Ciąg dalszy

Zdjęcie steli deportowanych na starym cmentarzu w Livry-Gargan. Znajduje się na niej imię i nazwisko Mathisa, a u stóp – tablica upamiętniajaca. Fotografia z 2019 roku: Éloi, najmłodszy syn Mathisa, chorąży La Fraternelle – Fraternité de Livry-Gargan i jego żona Claudine Szwarc.
Copyright © Olivier Schwarz
Zdjęcie steli deportowanych na starym cmentarzu w Livry-Gargan. Znajduje się na niej imię i nazwisko Mathisa, a u stóp – tablica upamiętniajaca. Fotografia z 2019 roku: Éloi, najmłodszy syn Mathisa, chorąży La Fraternelle – Fraternité de Livry-Gargan i jego żona Claudine Szwarc.
Copyright © Olivier Schwarz

Niniejszy wywiad miał na celu sporządzenie biografii Mathiasa Szwarca w ramach projektu Stowarzyszenia Georges’a Mayera „Convoi 77”, którego celem jest lepsze poznanie i rozpowszechnienie wiedzy na temat 1306 kobiet, mężczyzn i dzieci, którzy 31 lipca 1944 roku zostali wywiezieni w wagonach zwierzęcych z Drancy do Auschwitz; kontynuacja pracy ocalałych i aktywne uczestnictwo w przekazywaniu pamięci o Holokauście; włączyć do tych działań ludzi dobrej woli, którzy uważają, że walka z dyskryminacją i rasizmem polega między innymi na poznawaniu procesów, które doprowadziły do Holokaustu. W następstwie tego wywiadu Olivier Schwarz, przebywający w swoim domu, był szczególnie poruszony przez opowieść i świadectwo swojego ojca Éloiego, który dotychczas zachowywał je dla siebie. Jego dzieci, dla których od dzieciństwa przekazywanie Pamięci odgrywa ogromną rolę, biorą udział we wszelkich formach upamiętnienia, a wobec braku dziadka, zmarłego w Auschwitz, zapragnęły dowiedzieć się więcej o swojej rodzinie.

I tak, pewnego dnia w lutym 2018 roku, wszystko się zaczęło… Olivier odnalazł dwa dokumenty niemieckiej administracji, licencję kupiecką i „formularz rejestrowy” z 1923 roku, wystawiony na Mathisa Schwarza, jego dziadka… Podpisy i pieczęci pochodziły z Eberfeld (dziś Wuppertal) w Niemczech. Olivier wysłał więc te dokumenty do miejskiego archiwum, by czegoś się o nich dowiedzieć, dzięki czemu odkrył, że część jego rodziny przebywała w tym mieście po ucieczce z Łodzi przed pogromami, poprzedzającymi pierwszą wojnę światową i następującymi po niej. Elberfeld, jedno z centrów niemieckiej Jidyszkajt, przyciągało wielu polskich żydów, którzy przyczynili się do gospodarczego rozwoju miasta. Dziadek Mathis miał sklep z surowcami przy ulicy Ludwigstraße 3, hurtownię gałganów (w jidysz Shmattes), butelek i żelastwa. Jego starszy brat Schaya Schwartz i ich ojciec Samuel (Szmul-Zanvel) Schwartz (jego pradziadek) także mieli hurtownie w różnych miejscach miasta, mieszkali w dzielnicy Briller i Luisenviertel…

Wtedy, pewnego dnia w 2018 roku, Olivier otrzymał od administracji „Alte Synagogue” w Ebersfeld zdjęcia kamienia nagrobnego swojego wuja Schayi Schwarza, który zmarł tam w 1922 roku. Nie wiedział, gdzie zmarł, ani gdzie spoczywa wuj. Pochowano go na żydowskim cmentarzu w Elberfeld. Po kilku tygodniach od przystąpienia do poszukiwań, dowiedzieliśmy się, że Schwarzowie pochodzili ze sztetla Szydłowiec od połowy XVIII wieku, a potem z Łodzi od 1880.

Kategorie
Uncategorized

Lea Warech

Biografia

Léa Warech, 1938 rok. [Archiwum Departamentu Maine i Loara 120W65]

1919 – 2009 |

Miejsce urodzenia: ZAKLIKOW |

Miejsce aresztowania: PARIS |

Miejsce zamieszkania: DENAIN, PARIS, VIHIERS, ZAKLIKOW

We wrześniu 2020 roku 29 uczniów klasy trzeciej Liceum Aristide Briand w Saint-Nazaire (departament Loara Atlantycka) przystąpiło do projektu Konwój 77, w ramach którego ich zadaniem było sporządzenie biografii deportowanej Léi Warech. Wykonanie pracy zaproponowano właśnie uczniom klasy o profilu humanistyczno-społecznym (nauki ekonomiczne i społeczne, historia i geografia, geopolityka, nauki polityczne, humanistyczne, literatura i filozofia w zakresie rozszerzonym).

Przeprowadzony w ramach zajęć z etyki i edukacji obywatelskiej, w bezpośrednim odniesieniu do programu historii dla klasy trzeciej, projekt rozbudził w uczniach postawę obywatelską i chęć krzewienia pamięci.

Od samego początku możliwość uczestniczenia w projekcie była dla nas wielką przyjemnością, byliśmy zdeterminowani, by przekazać pamięć o osobie, która zaryzykowała wszystko, by bronić swoich wartości, i jej życiu, jednym z wielu i jedynym w swoim rodzaju. Zatrzymana jako członkini Ruchu Oporu, została deportowana jako żydówka.

Uważamy za istotne przywrócenie Léi Warech do życia poprzez opowiedzenie o niej w sposób dokładny i jasny, tak by pamięć o niej przetrwała.

Przyjazd do Francji

Zaklików, czwartek 2 października 1919 roku. Léa (Laja) Warech przyszła na świat w miasteczku we wschodniej Polsce, 80 km na południe od Lublina. Jej rodzice, Joseph (28 lat) i Brandla (20 lat), polscy żydzi, wzięli ślub wyznaniowy i cywilny 13 grudnia 1907 roku, również w Zaklikowie. Trzeba dodać, że było to miasteczko było zamieszkane głównie przez żydów- był to tzw. sztetl (miejscowość żydowska).

Plan Zaklikowa z 1916 roku [źródło: zbiory Sylwestra Piechoty].
Rynek w Zaklikowie [źródło: zbiory I. Dwornikiewicza].

Joseph Warech, ojciec Léi, urodził się 15 lipca 1879 roku w Tarnogrodzie. Był synem Israela Daniela Warecha, urodzonego w Zaklikowie w 1846 roku, i Marjem Marii Winer, urodzonej w Kraśniku i zmarłej 23 sierpnia 1928 roku. Była to polska rodzina drobnomieszczańska. Ojciec Léi, człowiek spokojny i o łagodnym temperamencie, był patriarchą, to on podejmował decyzje i miał ostatnie słowo.

Matka Léi, Brandla Warech, z domu Morenfeld, urodzona 13 października 1887 roku w Zaklikowie, także pochodziła z polskiej rodziny. Jej rodzicami byli Icek Morenfeld, urodzony w 1837 roku w Modliborzycach i zmarły w 1900 roku, oraz Marjem Maria Erlichzonow, urodzona w Kraśniku w 1848 roku i zmarła w roku 1885. W odróżnieniu od męża, Brandla miała silną osobowość i była bardziej stanowcza..

Pięcioro dzieci, od lewej do prawej: Léa, Sura, Jacques, Malka i Elka Warech. Data nieznana. [źródło: Zbiory prywatne rodziny Warech].

Rodzice Léi nigdy nie czuli się Rosjanami ani Polakami, lecz Żydami. Z powodu religii byli wyobcowani zarówno wśród Rosjan, jak i Polaków. Zdarzało się, że padali ofiarami przemocy. W początkach XX wieku judaizm był powodem prześladowań zarówno ze strony polskiej, jak rosyjskiej.

Ojciec Léi, Joseph, od 1910 do 1914 mieszkał w Łodzi. W 1904 roku uczestniczył w wojnie rosyjsko-japońskiej, a podczas pierwszej wojny światowej został powołany do rosyjskiej armii, z której dostał się do niewoli niemieckiej. Uwolniony w 1918 roku, wrócił do żony Brandli i pierwszej trójki dzieci. Po powrocie dalej pracował w zawodzie tkacza.

Simon Varech z żoną Julią, lata 40. [źródło: zbiory Musée de la Coupole].

Z żoną Brandlą miał piątkę dzieci. Najpierw, 24 lipca 1910 roku, przyszła na świat Sura (Drejzel), potem, 30 lipca 1912 roku, Jacques (Ichok), następnie Malka 20 stycznia 1914 roku – cała trójka w Łodzi; Léa (Laja) urodziła się 2 października 1919 roku w Zaklikowie, w tym samym mieście co najmłodsza Elka (Olga) 25 lutego 1922 roku.
Ojciec Léi wyjechał z Polski w 1922 roku, w wieku 43 lat. Skłoniły go do tego przemoc o podóżu antysemickim, ale także zamiar dołączenia dzięki wizom do swoich trzech sióstr w Stanach Zjednoczonych. Chciał lepszego życia dla siebie i swojej rodziny. Czekał na nich dom na Brooklynie. W Hawrze zszedł na ląd, żeby zatrzymać się u brata Simona, krawca męskiego na północy Francji.

Ostatecznie, pod wpływem brata, Joseph postanowił podjąć pracę w fabryce w Denain. Pracował na dwie zmiany w dwóch różnych firmach przez szesnaście godzin dziennie jako robotnik: w Société Anonyme des Forges et Aciéries de Denain-Anzin był kotlarzem, a w Fives Cail zajmował się gwintowaniem. Część pieniędzy pozwalała mu się utrzymać, a pozostałe wysyłał rodzinie w Zaklikowie.

Plan Denain z 1939 roku [źródło: Doroczny spis w Ravet-Anceau, Archiwum Departamentu Nord].

W 1925 roku Brandla, pomimo obaw, że nie będzie mogła dopełniać praktyk religijnych w nieznanym miejscu, które wydawało się jej małe, za radą rabina opuściła Polskę z piątką dzieci, by dołączyć do Josepha w Denain. Na miejscu zastała żydowską społeczność, która nie żyła w ukryciu, jednak musiała się użytkować synagogę w Valenciennes (odległą o 14 km).

Spis ludności z 1931 roku [źródło: Archiwum Miejskie w Denain].

We Francji matka Léi otworzyła sklep odzieżowy, a jednocześnie handlowała na jarmarkach. Z pomocą przyszedł jej fakt, że w mieście było bardzo wielu polskich imigrantów, którzy stawali się wiernymi klientami; jej znajomość polskiego była więc prawdziwym atutem. Społeczność polska powstała po pierwszej wojnie światowej w odpowiedzi na brak siły roboczej spowodowany stratami wojennymi. Polacy byli bardzo liczni w kopalniach i fabrykach na północy Francji. Brandla szybciej niż mąż opanowała język francuski. Joseph nauczył się mówić, czytać i pisać w tym języku dopiero w roku 1936.

Zaświadczenie dyrekcji szkoły potwierdzające uczestnictwo Elki Warech w zajęciach [źródło: Archiwum Państwowe 19770884/169 dossier n°33619X34].

„Ja niżej podpisana Dyrektorka szkoły Diderot przy avenue Jean Jaurès w Denain, zaświadczam, że młoda uczennica Elka Warech, urodzona 25 lutego 1922 roku, regularnie uczęszcza na zajęcia. Denain, 1 marca 1934 roku. [podpis nieczytelny]”.

Ogólnie we Francji rodzina czuła się dobrze, uznając się za Żydów – obywateli francuskich. Chodzili do synagogi w Valenciennes, spotykali się na wspólne obchody świąt religijnych i rodzinnych. Przede wszystkim Brandla podtrzymywała w rodzinie praktyki religijne, przestrzegając zasad uboju rytualnego (na przykład upuszczając krew kurczakom przeznaczonym na posiłek) i pielęgnując znajomość języka (w domu rozmawiało się w jidysz, pisali też w tym języku do sióstr Josepha w Stanach).

Cała rodzina próbowała uzyskać obywatelstwo francuskie poprzez naturalizację. Ich wnioski zostały jednak rozpatrzone negatywnie, z wyjątkiem prośby Isaaca, który odbył służbę wojskową.

Na odpowiedzi odmownej na wniosek Josepha napisano, że wykonuje on zawód jarmarcznego kupca „wątpliwej użyteczności”. Z tego powodu prośba została oddalona.

Dwie najmłodsze córki, Léa i Elka, chodziły do przedszkola i szkoły podstawowej w Denain.

Zaświadczenie dyrekcji szkoły potwierdzające uczestnictwo Léi Warech w zajęciach [źródło: Archiwum Państwowe 19770884/169 dossier n°33619X34].

„Pani [nazwisko nieczytelne] Dyrektorka szkoły Chaptal zaświadcza, że Laja Warech ukończyła naukę w naszej placówce. B. [nazwisko nieczytelne] Denain, 28 lutego 1934 roku”.
Świadectwo ukończenia szkoły podstawowej Léi Warech [źródło: Archiwum Państwowe 19770884/169 dossier n°33619X34].


|


Léa odebrała zatem dobrą edukację i otrzymała świadectwo ukończenia szkoły podstawowej, a następnie uprawnienia handlowe w Praktycznej Szkole Handllu i Przemysłu w Denain. Była dobrą uczennicą, energiczną
i wysportowaną. Po zdobyciu dyplomów z zakresu księgowości i krawiectwa pracowała u swojego szwagra Charlesa Gotainera jako sprzedawczyni butów. Później zdała też egzamin na prawo jazdy.

[Źródło: francegeo.free.fr].

W maju 1940 roku, po wkroczeniu wojsk niemieckich, nastąpił exodus – rodzina wyjechała samochodem w kierunku departamentu Maine i Loara. Léa opisywała: „Pamiętam, że jeden jedyny raz widziałam, jak ojciec płacze. To było, gdy wybuchła druga wojna światowa. Na naszą rodzinę miało wówczas spaść nieszczęście” [źródło: zbiory USC Shoah Foundation, Los Angeles].
Z tej okolicy pochodziła żona wuja Simona. Warechowie liczyli, że znajdą tam schronienie. Zatrzymali się w miejscowości Vihiers i zamieszkali w czterech domach. Przygarnęli i chronili ich mieszkańcy Vihiers. Dzieci chodziły do szkoły. Dorośli, w tym Léa, próbowali dostać się do Denain i sprawdzić, czy da się z powrotem zamieszkać w domu. Podjęli dwie próby: za pierwszym razem nie mieli Ausweisy (legitymacji) i musieli zawrócić do Vihiers. Za drugim razem dotarli do Denain, ale widząc, że ich domy zostały zajęte, byli zmuszeni wrócić do Vihiers.

Od lewej: Malka, Brandla, Elka et Léa Warech w Vihiers (pomiędzy 1940 i 1942 rokiem) [źródło: DAVCC 21 P 549271]

W miasteczku nie było Niemców. Rodzina figuruje w spisie ludności miejscowości Saumur w tym samym departamencie. Mieszkańcy Vihiers przyjęli ich, a niektórzy, jak pan Monéger, nawet chronili. W domu tego właściciela sklepu z artykułami metalowymi przy ulicy de l’école zamieszkała Malka z dwiema córeczkami, Danielle i Monique.

W czerwcu 1942 roku Warechowie nosili żółtą gwiazdę.

W połowie lipca 1942 roku z obozu koncentracyjnego w Pithiviers przyszła kartka od Abela Simenova, który uprzedzał rodzinę o swoim aresztowaniu. Warechowie sądzili, że tylko mężczyźni są zatrzymywani. Charles Gotainer przygotowywał się do wyjazdu do Laval w departamencie Mayenne, gdzie miał dołączyć do przyjaciela, masona, pana Dussarta. Gdy czekał na autokar, Niemcy wraz z Francuzami przyszli po rodzinę.

Lista zagranicznych żydów objętych nakazem noszenia gwiazdy [źródło: Archiwum Departamentu Maine i Loara 12W41].

Niemcy przyszli do wszystkich czterech domów, w których mieszkali członkowie rodziny, i dokonali aresztowań. Léa, która przebywała u siostry, zobaczyła nadchodzących funkcjonariuszy i wyskoczyła przez okno, żeby uprzedzić pozostałych za pośrednictwem sąsiadki.

Wieczorem 15 lipca 1942 roku aresztowano ośmioro członków rodziny. Zabrano ich do Angers, do Wielkiego Seminarium (dziś Centre Saint-Jean), miejsca gromadzenia żydów z Wandei, Loary Dolnej (dziś Loary Atlantyckiej) i Maine i Loary po obławie w lipcu 1942 roku. Stamtąd ruszył transport 8, jedyny, który wyjechał z tej okolicy do Auschwitz; znajdowało się w nim ośmioro członków rodziny. W Vihiers została tylko matka Léi i czwórka jej wnucząt.

Aresztowanie poruszyło mieszkanców gminy. Ksiądz Delépine publicznie potępił zatrzymania na niedzielnej mszy.

Léa, która uciekła tuż przed aresztowaniem, ukryła się u pani Cassin. Nie mogła jednak zostać u niej długo, nie narażając jej na niebezpieczeństwo. Bała się denuncjacji przez listonosza lub sąsiadów. Postanowiła więc z pomocą pana Monégera wyjechać do Paryża pod nazwiskiem Suzanne Roche. Jej matka odprowadziła ją na dworzec – widziały się wtedy po raz ostatni. Niewiele mówiły, wolały na siebie patrzeć i wyryć w pamięci swoje rysy.

Starszy księgowy w Maison Blanc, pan Victor Coret, z którym pracował pan Monéger, zatrudnił ją jako pracowniczkę biurową pod adresem 96 avenue de la République w 10. dzielnicy Paryża. Wiedział, że Léa jest żydówką. Léa zamieszkała u pani Arthuis, która podnajmowała jej i pani Denise Klotz mieszkanie pod adresem 64 avenue de la République. Pani Arthuis nie znała sytuacji Léi, traktowała ją jako jedną z wielu najemców. Przyjmując fałszywe nazwisko, Léa nie nosiła żółtej gwiazdy.

Działalność

Działalność Léi w Ruchu Oporu zaczęła się od pragnienia pomocy swojej społeczności. Léa organizowała fałszywe dokumenty, za pomocą których umożliwiała młodym ludziom i rodzinom ucieczkę przed poszukującym ich okupantem.

Pomogła wielu żydowskim rodzinom, dając im za darmo różnego rodzaju dokumenty – fałszywe dowody tożsamości lub kartki na żywność – co potwierdza w swoim świadectwie doktor Burstein. Deportowana wdowa, pani Zeikinski, 22 listopada 1958 roku powiedziała, że w listopadzie 1943 roku Léa dała jej i jej rodzinie dowody osobiste.

Ale skąd Léa miała te dokumenty? Mówiła, że utrzymała kontakt z osobami z merostwa w Vihiers, które dostarczały fałszywych dowodów osobistych. Zajmowała się także wyszukiwaniem mieszkań, w których mogli potajemnie mieszkać żydzi.

Świadectwo pani Cécile Arthuis [źródło: DAVCC 21 P 617493].

Wynajdywała również sposoby na przekroczenie linii granicznej między strefą okupowaną przez wojska niemieckie i nieokupowaną, tak by umożliwić ucieczkę osobom, które tego chciały. Potwierdza to świadectwo pani Arthuis.

Co więcej, ostrzegała żydów przed obławami.

Czasami Léa wnioskowała dla niektórych o azyl – tak było na przykład z rodziną Blondel. Potem opowiadała, że zabezpieczyła ich w Vihiers i zapewniła im wszystko, czego potrzebowali. Według doktora Bursteina czasami nawet sama potajemnie przyjmowała do siebie Żydów. Było tak w przypadku matki z dziećmi, na którą Léa natknęła się w pobliżu domu, gdy zastali własne mieszkanie opieczętowane. Przyjęła ich do siebie na trzy miesiące. Odzyskiwała z mieszkań futra i inne przedmioty, odzież i żywność, i przekazywała je Żydom w potrzebie.

Niejednokrotnie unikała aresztowań, wykazując się niewzruszoną pewnością siebie, która kładła kres wszelkim podejrzeniom.

Od lewej: Danielle, Sarah, Monique, na górze: Henri [źródło: Musée de la Coupole].

Mówiła, że nigdy się nie bała. Była młoda i zrobiła to, co należało, żeby pomóc swoim. Całą wojnę przeżyła, używając fałszywych dokumentów.

Pozostawała w kontakcie z panną La Rose, która pracowała w szpitalu 15-20 w dwunastej dzielnicy Paryża i pomagała Léi. Czy ta należała do jakichś struktur konspiracyjnych? Żaden dokument nie pozwala tego stwierdzić. Co więcej, Léa ocaliła także swojego siostrzeńca i siostrzenice. Te dzieci znaczyły dla niej wiele, były na styku jej życia rodzinnego i działalności przeciwko okupantom.
W październiku 1942 roku matka Léi, jej siostrzeniec Henri i trzy siostrzenice Monique, Danielle i Sarah zostali aresztowani i przeniesieni do Wielkiego Seminarium w Angers, a następnie do Drancy. Léa dostała od matki list z prośbą o uratowanie dzieci, i zrobiła wszystko, co było jej mocy, by tego dokonać.

W Drancy Henri zaraził się błonicą (chorobą zakaźną) i został przeniesiony do szpitala Claude Bernard. Wszystkie dzieci, które miały z nim kontakt, zostały ewakuowane z Drancy. Monique i Danielle zostały wysłane do żydowskiego ośrodka Lamarck w Paryżu, a następnie do ośrodka Guy Pantin, obu należących do Generalnego Związku Izraelitów Polskich[1]. Sarah natomiast trafiła do ośrodka w Montgeron. Léi udało się spotkać z całą czwórką, ponieważ podała się za „aryjską przyjaciółkę” ich rodziny. Dzieci mówiły do niej „proszę pani” i oszustwo nigdy nie wyszło na jaw.

Podczas odwiedzin doradziła swojemu jedenastoletniemu siostrzeńcowi ucieczkę przy pierwszej nadarzającej się okazji; chłopiec zbiegł, a Léa się nim zaopiekowała. Trudniej było uratować siostrzenice. Uciekła się do użycia przymusu, grożąc śmiercią Léi Meslay – guwernantce, pod którą się podszyła, wykorzystując jej prawo do odwiedzin, by zobaczyć się z Monique i Danielle. Poprosiła o zgodę na zabranie dziewcząt na spacer i wykorzystała okazję, by uciec z nimi z centrum. Żeby uratować Sarę, dokonała transakcji z małżeństwem Blondel, którzy pilnowali centrum. W zamian Léa ukryła ich dzieci, Marcelle i Germaine, w Denain. Znalazła dla pary schronienie w Vihiers, gdzie ich córki dołączyły do nich po kilku miesiącach. Każde dziecko z rodziny, które uratowała Léa, zostało następnie przemycone do Denain, gdzie cała czwórka pozostawała w ukryciu do końca wojny. Henri zatrzymał się u swojej mamki, pani Elise.

Aresztowanie i deportacja

Według rejestru podprefektury Paryża Léa Warech została aresztowana we wtorek 11 lipca 1944 roku w Paryżu w swoim miejscu pracy pod adresem 96 Avenue de la République w 11. dzielnicy.
Udało nam się dotrzeć do świadectw pani Cécile Arthuis, od której Léa wynajmowała pokój, doktora Mejera Bursteina, który wielokrotnie potwierdzał akty oporu, oraz Rebekki Zeikinski, Żydówki i koleżanki Léi. Pozwoliły nam one ustalić przebieg aresztowania.

Makieta Avenue de la République w 11. dzielnicy Paryża [autorki: Clémentine Bouilland i Elise David].

We wtorek 11 lipca 1944 roku, w dniu aresztowania Léi, w jej mieszkaniu pojawiło się dwóch przedstawicieli władz francuskich i niemieckich. Szukając Denise Klotz, natrafili na fałszywe dokumenty (dowody osobiste, paszporty i kartki na chleb), które należały do Léi.

Nie zastawszy jej w mieszkaniu, mężczyźni udali się do biura pana Coreta, gdzie pracowała. Na miejscu jeden z funkcjonariuszy dokonał przesłuchania Léi. Potem znaleziono jej dwa dowody osobiste i skoroszyt z adresami. Zapytali, do czego jej były dokumenty. Odpowiedziała, że służyły do tego, żeby nie wyjechać do Niemiec. Pod pretekstem pójścia do toalety próbowała uciec, jednak funkcjonariusze jej przeszkodzili i natychmiast dokonali aresztowania. Léa chciała uciec, ponieważ okrycie jednej z pracownic biura, wiszące na wieszaku, miało przyczepioną gwiazdę. Nie chciała, by podczas jej aresztowania współpracownica została odkryta, dlatego przeprowadziła dywersję, próbując uciec.

Makieta Avenue de la République w 11. dzielnicy Paryża [autorki: Clémentine Bouilland i Elise David].
Teczka deportowanej politycznej Léi Warech [źródło: DAVCC 21 P 617493].
Teczka deportowanej politycznej Léi Warech, opis aresztowania [źródło: DAVCC 21 P 617493].

Po tych wydarzeniach funkcjonariusze zabrali Léę do mieszkania Cécile Arthuis. Léa, Denise i Cécile zostały aresztowane jednocześnie, 11 lipca 1944 roku. Zabrano je do siedziby niemieckiej Policji Bezpieczeństwa pod adresem 11 rue des Saussaies i zamknięto w celach. Léi zabrano biżuterię i pieniądze.

Według rejestru Prefektury Policji w Paryżu trzy zatrzymane przyprowadzono o godzinie 23:50. Tego wieczoru zatrzymano wielu Żydów. Léa była przesłuchiwana i bita; gdy powiedziano jej, że prowadzi działalność opozycyjną, sama oświadczyła, że jest Żydówką. Denise Klotz i Léa zostały zatrzymane podczas obławy zorganizowanej przez niemiecką Policję Bezpieczeństwa. Cécile została uwolniona po kilku godzinach, a dwie pozostałe zabrano do aresztu w Hôtel de Ville, gdzie spędziły noc.
Nazajutrz, około godziny 15, przewieziono je razem z innymi Żydami do obozu w Drancy, prawdopodobnie autobusem. Léa została przydzielona do kategorii B – do natychmiastowej deportacji – i przyznano jej numer 25084.

Teczka deportowanej politycznej Léi Warech [źródło: DAVCC 21 P 617493].

Léa znalazła się w obozie nie wiedząc w którym miejscu Francji się znajudje, bez rodziny, zupełnie zagubiona pośrodku niczego. Był 21 lipca 1944 roku. Została tam około dziesięciu dni, w piekącym upale, w fatalnych warunkach higienicznych, bez wody ani toalety; w pomieszczeniach sypialnych szalały pluskwy, sienniki były odrażające. Francuscy i cudzoziemscy żydzi przebywali osobno. Organizacja życia w obozie należała do żydowskich zarządców. Léa mieszkała z dziećmi i zajmowała się nimi tak, jak przed wojną, gdy prowadziła zajęcia w ośrodku. Była oburzona relacjami, jakie łączyły niektórych dorosłych z młodymi dziewczętami, i mówiła im o tym.

Minęło kilka dni i pewnego ranka żołnierze kazali więźniom iść do autobusu, który miał wywieźć ich z Drancy w inne miejsce.

„Wyciągała po nas ręce wolność albo śmierć” [źródło: Świadectwo dla USC Shoah Foundation, Los Angeles].

Léa została deportowana do obozu Auschwitz-Birkenau 31 lipca 1944 roku w transporcie 77.

Na dworcu w Bobigny wszyscy byli zdezorientowani, ale nie było czasu na marudzenie, żołnierze nakazali szybko wsiąść do wagonów bydlęcych, nie pozostawiając czasu na protesty. Żołnierze najszybciej jak było możliwe zapełnili wagony mężczyznami, kobietami i dziećmi. Na jeden wagon przypadało 60 osób. Dookoła siebie Léa widziała spanikowane dzieci, matki przerażone tym, co się działo, ale sama czuła tylko pustkę. Pociąg ruszył. Nikt nie wiedział, dokąd ani na jak długo jadą. Wiedzieli tylko, że są stłoczeni jedni na drugich, mając na wszystkich tylko jedno wiadro wody i jedno wiadro na naturalne potrzeby. Zamiast okna był mały kwadratowy otwór, którego nie dało się otworzyć, ale który jednak dawał trochę światła. Léa zadawała sobie pytanie, jak mają przetrwać w tych okropnych warunkach, i było to pytanie zasadne, bo im więcej czasu mijało, tym więcej dzieci płakało z wycieńczenia. Wśród dorosłych byli chorzy i umierający. Podczas podróży beczka wypełniała się odchodami, aż wiadro się przelało i wywróciło od hamowania. Od tej chwili nie mogli już siedzieć, ale w takich warunkach nie da się odbyć długiej podróży. Co dziesięć minut zmieniali pozycję z siedzącej na stojącą i tak w kółko.

Wagon na Bahnrampe (rampie kolejowej) w Auschwitz-Birkenau [źródło: zbiory prywatne].

W nocy z 2 na 3 sierpnia pociąg się zatrzymał, wreszcie dojechali. Transport wjechał przez Bramę Śmierci prosto do Birkenau.

Jeszcze zanim wyszli z wagonów, ich uszu dobiegło szczekanie psów zmieszane ze wściekłymi krzykami niemieckich żołnierzy. Gdy drzwi się otworzyły, było na nich skierowane światło reflektorów, a wołania stały się coraz liczniejsze. Léa mówiła potem, że od razu zrozumiała, co się działo. Po wyjściu poczuli w gardle zapach palonego ciała. Po lewej stała ciężarówka, a pośrodku stał niemiecki oficer z pałką. Był do doktor Josef Mengele, który przeprowadzał selekcję. Rozdzielono mężczyzn oraz kobiety i dzieci na dwie strony. Nikt nie protestował ze strachu przed konsekwencjami. Léa miała na ramieniu czerwoną opaskę, oznaczającą członka personelu medycznego. Otrzymała ją w Drancy od pana Fildermana, obozowego dentysty. Dając jej ją, powiedział, że opaska uratuje jej życie, ponieważ w Pitchipoi będzie selekcja (Pitchipoi to słowo z języka jidysz określające „wymyślony światek”, używane w Drancy na określenie miejsca, w które deportowano ludzi z obozu).

Rampa i pozostałości baraków w Birkenau [źródło: zbiory prywatne].

„Miałam szczęście, że dostałam czerwoną opaskę, którą nosiłam na ramieniu (..) skierowano mnie do kobiet, które miały iść do obozu” [źródło: Świadectwo dla l’USC Shoah Foundation, Los Angeles]. Z jej wagonu ocalały tylko dwie osoby – Léa i lekarz z Lyonu.

Wszyscy deportowani, którzy w selekcji nie trafili do grupy idącej do obozu, zostali wysłani do komory gazowej.

Auschwitz Birkenau to szczególny obóz, ogromny i składający się z wielu części. Mężczyźni trafili do jednej z nich, a kobiety do innej. Wszyscy zostali poddani kwarantannie, żeby sprawdzić, czy nie przynieśli żadnych chorób.

Brama Śmierci prowadząca do Birkenau [źródło: zbiory prywatne].
Zentralsauna, Auschwitz Birkenau [źródło: zbiory prywatne].
Wnętrze baraku i prycze w Birkenau [źródło: zbiory prywatne].

Léa i pozostałe kobiety weszły do wielkiego pomieszczenia zwanego Sauną; nie wiedziały, co je tam czeka, wykonywały rozkazy. Miała je spotkać zapewne najtrudniejsza próba w życiu, musiały rozebrać się przed nieznajomymi osobami, ze wstydem biegnącym po całym ciele. Léa była skromna, podobnie jak pozostałe kobiety nie była przyzwyczajona do takich sytuacji, ponieważ w ich czasach nagość była tabu. Ale w tamtej chwili nikt się nie sprzeciwiał. Trzeba było słuchać rozkazów. Léa i pozostałe kobiety, nagie i przerażone, stały przed mężczyznami, którzy wchodzili i wychodzili z pomieszczenia. Było to dla nich jedno z najbardziej dehumanizujących wydarzeń, jakie przeżyły. Potem musiały wziąć prysznic, żeby uniknąć ewentualnych chorób i pozbyć się brudu, ale nie miały ręczników, nie miały nic, czekały mokre, aż ktoś powie im, co mają robić.

Wtedy nadeszli fryzjerzy i ogolili im części intymne. Kolejny akt dehumanizacji dla każdej z nich. Następnie zaprowadzono je do sterty ubrań (z której Léa wzięła łach pozostały po długiej sukience), ponieważ ich własne ubrania zostały im zabrane na znak porzucenia i samotności, by nic nie łączyło ich już z poprzednim życiem. Tego właśnie chcieli funkcjonariusze – żeby czuły się samotne i kruche.

Léa i inne kobiety zostały następnie zabrane do baraków obozu dla Romów „Zigeunerlager”, znajdującego się w pobliżu rampy, na którą wjeżdżały transporty, oraz blisko krematoriów. Stale czuła więc zapach palonego ciała i przy każdym przybyciu nowego transportu widziała, jak deportowanych kieruje się do komory gazowej.

Barak, do którego trafiła Léa, był zajęty przez trzypiętrowe prycze. W każdej sypiało po kilka kobiet, na słomie i pod bezkształtnym, dziurawym kawałkiem materiału. Szybko nauczyły się, że jeśli któraś z kobiet w łóżku odwracała się przez sen, pozostałe musiały iść w jej ślady ze względu na to, jak ciasno leżały, prawie jedna na drugiej.

Nazajutrz inni deportowani wytatuowali im numery w kolejności alfabetycznej. Każda z nich stała się odtąd tylko numerem. Léa miała wówczas dużo szczęścia, bo trafiła na młodą tatuażystkę z Węgier, która zrobiła jej mały tatuaż, którego nie było za bardzo widać. Powiedziała jej i innym kobietom z transportu, że znajdowały się wśród ostatnich przybywających do obozu i że miały szansę przeżyć. Numer powinien więc być jak najmniej widoczny. Wytatuowała go Léi na ramieniu; od tego czasu była ona numerem A16 829.

Zdjęcie pochodzące ze świadectwa Léi Warech-Gorfinkel [źródło: USC Shoah Foundation, Los Angeles].

Léa, która znała jidysz, bardzo szybko zorientowała się w funkcjonowaniu obozu dzięki więźniom, których spotykała. Komory gazowe, krematoria, nic przed nią nie ukrywano, a ona uwierzyła. Już wcześniej wiedziała i nie było to dla niej zaskoczeniem.

Każdy dzień w Birkenau był podobny do poprzedniego. Najpierw był apel – codziennie po dwa razy, co najmniej po trzy godziny, czasem całe dnie. Kobiety na kwarantannie nie nadawały się do pracy, ich jedynym celem było przetrwać pomimo maltretowania, jakiemu je poddawano. Dni były do siebie podobne. Codziennie po apelu całymi godzinami siedziały na ziemi. Nagle rozbrzmiewał gwizdek, oznaczający, że muszą się podnieść i pobiec po duże cegły. Potem musiały je nieść przez kilka kilometrów i nie wolno im było się zatrzymać. Po jakimś czasie kazano im odłożyć cegły, po czym prawie natychmiast miały je podnieść i zabrać z powrotem w miejsce, skąd je wzięły. Celem tej pracy było sprawdzenie, kto był w stanie przeżyć, a kto nie.

Jednak tym, co większość z nich uważała za najgorsze z obozowych doświadczeń, była selekcja. Gdy w baraku rozbrzmiewał gwizdek, kobiety musiały się rozebrać i nago przejść przed tym, kto decydował, czy mają prawo żyć. Żadnej wyselekcjonowanej kobiety nie widziano już nigdy więcej, bez powodu znikały. Dlatego selekcja była dla wszystkich koszmarem – żaden logiczny powód nie stał za tym, kto zasługiwał na życie, a kto nie. Selekcje miały na celu nie tylko pozbycie się tych, które wydawały się mniej zdatne i wysłanie ich do komory gazowej, ale także pogrążenie kobiet w stanie ciągłego strachu.

Przeżycie w Birkenau było dla Léi i innych kobiet bardzo trudne. Nie miały co jeść i były w różnym stanie, zależnie od osoby. Każda na swój sposób próbowała wytrzymać i przeżyć, kradnąc żywność, myśląc o dawnym życiu albo po prostu w miarę możliwości zachowując nadzieję. Régine Jacubert, ocalała z transportu 77, powiedziała nam w wywiadzie: „Żeby przetrwać, trzeba było być w dwójkę. Jeden silny i jeden słaby. Dwoje słabych nie żyło razem. Silny potrzebował słabego, by przeżyć, bo potrzebował motywacji, celu, a słaby potrzebował silnego, żeby przeżyć, żeby miał go kto chronić” [źródło: świadectwo Régine Jacubert/ entretien.ina.fr].

Kobiety nauczyły się więc żyć najlepiej jak potrafiły, pomagając sobie wzajemnie i walcząc o przetrwanie.

We wrześniu 1944 roku Léa i inne młode kobiety pościły, żeby uczcić Jom Kipur. Była to drwina z systemu, który chciał sprawić, by zniknęły, i akt oporu. Kapo ukarali je, pozbawiając jedzenia na dwa dni.

Léa mówiła później, że w Auschwitz straciła wiarę. „Jeśli Auschwitz istniało, szukamy Boga”. Te słowa pochodzą z jej świadectwa dla USC Shoah Foundation w Los Angeles.

Kwarantanna trwała prawie trzy miesiące, aż do 28 października 1944 roku. Trzy miesiące cierpień i tortur psychicznych i fizycznych wszystkich kobiet. Trzy miesiące, podczas których nie zobaczyły wejścia ani wyjścia z obozu, jak w niekończącym się labiryncie.

28 października 1944 roku poddano je selekcji, by dowiedzieć się, kto nadaje się do pracy. Léa i inne kobiety uznane za zdatne do pracy wyjechały do innego obozu, Gross Rosen, około stu kilometrów od Pragi.

Podróż była jeszcze trudniejsza, więźniowie już nie po 60, ale po 100 osób w wagonie bydlęcym jechali do nowego obozu tak jak przyjechali do Birkenau. Wiele osób zmarło w drodze. Po dotarciu Léa i inne kobiety zostały przewiezione ciężarówką do miejsca nazywanego Weißkirchen, kilka kilometrów od Chrastavy (niem. Kratzau).

Tam został umieszczone w budynku baraku naprzeciwko kuchni. Podobnie jak w Birkenau, spały na trzypiętrowych pryczach.

Co rano dostawały tak zwaną kawę, choć nie była to prawdziwa kawa, i kawałek chleba; wieczorem po powrocie dostawały wodnistą zupę i jednego lub dwa gotowane ziemniaki. Tyle dostawały po dwunastogodzinnym dniu albo nocy pracy.

Codziennie zanim wyszły do pracy kazano im ustawić się na apel w rzędach po pięć. Léa wraz z innymi musiała pokonać cztery-pięć kilometrów do Kratzau, gdzie każda wykonywała przydzieloną pracę. Były to różne zajęcia; Léa trafiła do fabryki amunicji.

Warunki życia w obozie były inne od tych, które znały z Birkenau. Pracowały ciężko, miały mało jedzenia, występowały wśród nich choroby i miały ogromne wszy. Higiena była marna albo żadna, a warunki życia nie do zniesienia. Nie było już jednak selekcji. Ludzie umierali z głodu, z zimna, od chorób, od pracy, ale już nie z powodu selekcji, co dla wielu stanowiło ogromną ulgę, uwalniając ich od strachu i niepokoju, że bez żadnego powodu zostaną wybrani do eksterminacji.

W tym obozie każdy chronił się tak, jak mógł, podobnie jak w Birkenau – starając się być optymistycznym, pomagając jedni drugim, kradnąc, bo by przeżyć, trzeba działać, a nie pozwolić się pokonać.

Léa Warech w 1952 roku [źródło: DAVCC 21 P 617493].
Badanie lekarskie po powrocie do Francji [źródło: DAVCC 21 P 617493].

8 maja 1945 roku Léa, wówczas 26-letnia, została uwolniona z fabryki w sudeckim Kratzau przez rosyjską armię. Warunki, w których ją przetrzymywano, były skrajnie wyczerpujące, wskutek czego Léa musiała zostać tam jeszcze przez miesiąc, nie nadając się do repatriacji. W trakcie badania po powrocie do Francji okazało się, że straciła 15 kilogramów, miała uszkodzone uzębienie i łagodny zanik mięśni. Przypuszcza się jednak, że jej stan był już lepszy niż w chwili uwolnienia obozu.

Będąc w złym stanie fizycznym, Léa wyjechała na miesiąc do centrum rekonwalescencji w Monnetier-Mornex w Górnej Sabałdii, polecanego przez Hôtel Lutetia[2] w Paryżu ośrodka, w którym przyjmowano i kontrolowano stan repatriantów.

Odpis aktu ślubu Léi Warech i Serge’a Gorfinkela [źródło: DAVCC 21 P 617493].

1 czerwca 1945 roku Léa wróciła do Paryża samolotem, a następnie została skierowana na północ w stronę Valenciennes i pojechała pociągiem do Denain. Bała się, że nie zastanie bliskich przy życiu. Ostatecznie odnalazła ich i zatrzymała się u przyjaciółki Germaine Regnier, a później u wuja Simona Varecha, który wówczas mieszkał pod adresem 58 Avenue Jean Jaurès. Odnalazła czwórkę siostrzeńców: Henriego, Sarę, Monique i Danielle, których Simonowi udało się sprowadzić w 1943 roku.

Następnie wróciła do Paryża do pani Kahn, matki towarzysza niewoli jej brata Jacques’a. Tam znów podjęła pracę u poprzedniego przełożonego, pana Coreta, który bardzo jej pomógł podczas wojny.

Odnalazła także Serge’a Gorfinkela, którego poznała przed wojną i z którym wzięła ślub w 16 dzielnicy Paryża 20 sierpnia 1945 roku. Serge Samuel Gorfinkel był inżynierem aeronautyki. Urodził się w Kownie na Litwie. Serge był bliskim przyjacielem rodziny; w Gandawie skończył te same studia, co Abel Simonov, ojciec Danielle i Monique. Serge także był deportowany do Auschwitz transportem 70 z 20 marca 1944 roku. Poprzez małżeństwo Léa otrzymała narodowość francuską.

Denain, 186 Rue de Villars [źródło: zbiory prywatne].
Sklep Chaussures Charles, Denain, 172 Rue de Villars [źródło: zbiory prywatne].

„Wyszłam za deportowanego, bo miałam pod opieką trójkę dzieci (…) Tylko deportowany mógł to zrobić, nikt inny (…) Wzięłam ślub także dla dobra dzieci. Mój mąż był wspaniały – to był deportowany, rozumiał, był wdzięczny” – fragment świadectwa Léi Warech dla l’USC Shoah Foundation w Los Angeles. Mieli więc wiele wspólnego – deportację, religię żydowską czy fakt, że wyrwano ich z Francji.

Młoda para zamieszkała najpierw w Paryżu. Pan Coret wynajął im mieszkanie pod adresem 120 Rue Nollet w 17. dzielnicy.

Wyjechali do Denain na początku 1948 roku i otworzyli sklep odzieżowy przy 186 rue des Villars – Bonneterie Centrale, tuż obok sklepu Jacques’a Chaussures Charles. Wyprowadzili się z dawnego domu przy 58 avenue Jean Jaurès. Serge zrezygnował z pracy, by znowu zająć się sklepem z Léą – on sprzedawał na targach, ona zajmowała się sklepem.

Serge postanowił zarzucić handel na targach z powodów zdrowotnych. W 1966 roku rodzina znów przeprowadziła się do Douai, gdzie zamieszkała przy 40 rue de Bellain. Para postanowiła wtedy wynająć mały sklep (La Maison du Tricot) w Douai przy tej samej ulicy. Zachowali też Bonneterie Centrale.

Życie powoli wróciło na swoje tory. 5 czerwca 1947 roku urodziła się Béatrice, pierwsza córka Léi i Serge’a. 2 stycznia 1955 w Neuilly-sur-Seine roku urodziło się ich drugie dziecko, Marc.

Béatrice została psychologiem. W 1969 roku wzięła ślub z Isy Neumanem, ginekologiem, z którym zamieszkała w Metzu. Marc ukończył studia prawnicze w Lille i został notariuszem. We wrześniu 1977 roku w Douai wziął ślub z Esther Halfon, z którą miał dwójkę dzieci: Steve’a urodzonego w maju 1980 roku i Michaela urodzonego w październiku 1984 roku.

Léa pozostała blisko związana ze swoim siostrzeńcem i siostrzenicami, gdy dorośli. Danielle wyszła za mąż w 1964 i przyjechała do Denain, gdzie zamieszkała z mężem Raymondem Mitnikiem.

W wieku 65 lat Serge zmarł na zawał serca. Béatrice i jej mąż wrócili do Douai, żeby pomagać Léi, która została sama z trzema sklepami odzieżowymi. Béatrice zmarła na raka trzustki w wieku 28 lat, pozostawiając po sobie trójkę małych dzieci: Sachę, Francja i Sabine. Léa wychowywała je razem z Isy.

Aż do grudnia 1990 roku Esther pracowała z Léą w dwóch sklepach w Douai.

Status deportowanego politycznego i deportowanego członka Ruchu Oporu

W 1946 roku Léa zwróciła się do Ministerstwa Więźniów, Deportowanych i Uchodźców (które zmieniło się później w Ministerstwo ds. Byłych Kombatantów i Ofiar Wojny), by uzyskać status deportowanego politycznego. Musiała zgromadzić dokumenty, które potwierdzały jej aresztowanie, deportację i internowanie. Otrzymała status i kartę deportowanego politycznego o numerze 215900145 w 1952 roku.

Ministerstwo ds. Byłych Kombatantów i Ofiar Wojny

Republika Francuska

Oddział śróddepartamentalny w Lille

Decyzja o przyznaniu Léi Warech statusu deportowanego politycznego [źródło: DAVCC 21 P 617493].

4 lipca 1953 r.

DECYZJA

w sprawie przyznania statusu deportowanego politycznego

 portant attribution du titre de déporté politique

Ministerstwo ds. Ministerstwo ds. Byłych Kombatantów i Ofiar Wojny postanawia przyznać status deportowanej politycznej pani Gorfinkel Léi urodzonej 2 października 1919 roku w Zaklikowie (Polska), zamieszkałej w Denain 186 Rue de Villars.

Rozpatrywany okres internowania: 11 lipca 1944-31 lipca 1944

Rozpatrywany okres deportacji: 1 sierpnia 1944-31 maja 1945

Karta nr 215900145.

W imieniu Ministra upoważniony Delegat śróddepartamentalny.

Oprócz statusu deportowanego politycznego w 1952 roku Léa wnioskowała także o status deportowanego członka Ruchu Oporu. Był to dla niej początek długich zmagań.

W 1958 roku ponowiła prośbę o status deportowanego członka Ruchu Oporu. W skład jej teczki wchodziło wówczas dziewięć dokumentów. Powstał jednak duży problem: Léa nie posiadała potwierdzenia przynależności do organizacji działającej przy Ruchu Oporu. Stało się to źródłem przeszkód podczas procedury, ponieważ nigdy Léa nie miała wystarczających albo kolejnych wymaganych dokumentów, by uzyskać status deportowanego członka Ruchu Oporu. Po wojnie wiele osób wnioskowało o ten status, ponieważ pozwalał on na otrzymanie zasiłku. Ministerstwo sprawowało ścisły nadzór nad wnioskami i wymagało dowodów przynależności do Ruchu Oporu.

Później, około września, biuro ds. deportowanych i internowanych zwróciło się do Ministerstwa ds. Byłych Kombatantów i Ofiar Wojny o szersze informacje, opierając się na przesłuchaniu pani Cécile Arthius, doktora Bursteina i pani Zeikinski.

Cécile Arthius, pan Burstein i pani Zeikinski rzeczywiście zeznali, że Léa dokonała aktu oporu, żeby udowodnić jej status. Dowiadujemy się w ten sposób o jej wielu działaniach, takich jak dostarczanie fałszywych dokumentów (dowodów osobistych, certyfikatów zamieszania, kartek na chleb…) osobom, które ich potrzebowały, albo o tym, że przyjmowała w mieszkaniu osoby poszukiwane przez Gestapo.

Świadectwo pani Zeikinski [źródło: DAVCC 21 P 617493].

Wdowa pani Zeikinski

73 rue de la Roquette, Paris 11. dzielnica

Ja, niżej podpisana pani Zeikinski, wdowa po deportowanym, zamieszkała pod adresem 73, rue de la Roquette w 11. dzielnicy Paryża, słowem honoru poświadczam, że:

Pani Léa Gorfinkel z domu Warech pod nazwiskiem Suzanne Roche

w listopadzie 1934 roku całkowicie za darmo dostarczyła mi trzy dowody osobiste dla moich rodziców oraz dla mnie.

Ponadto deklaruję, że pani Gorfinkel oddawała liczne przysługi, wszystkie bez wynagrodzenia, tj. zapewniała mieszkanie ukrywającym się osobom od roku 1942 do swojego aresztowania 17 lipca 1944 roku.

Paryż, 10 marca 1958 r.

Niestety, latem 1962 roku Minister odmówił przyznania jej statusu deportowanego członka Ruchu Oporu, ponieważ jej działalności nie można było zaklasyfikować jako aktu opory przewidzianego w artykule 2 dekretu z 25 marca 1949 roku, a Léa jedynie „przychodziła na pomoc Żydom”.

I tak 7 sierpnia ponownie odmówiono jej przyznania statusu deportowanego działacza opozycji, uzasadniając tę decyzję „brakiem wśród przedstawionych dokumentów dowodów na to, że powodem deportacji był zakwalifikowany akt oporu wrogowi [upoważniający do otrzymania] statusu deportowanego i internowanego działacza opozycji”. Była to wówczas bardzo rozczarowująca wiadomość dla osoby, która działała w imię solidarności (w swoim świadectwie mówiła, że przychodziła „z pomocą swojej społeczności”).

Republika Francuska

7 sierpnia 1962 r.

Szanowna Pani,

zwracam się do Pani, by poinformować, iż Pani wniosek o przyznanie statusu deportowanego działacza Ruchu Oporu nie mógł zostać rozpatrzony pozytywnie.

W załączniku znajduje się zawiadomienie o decyzji podjętej po wydaniu opinii przez Państwową Komisję ds. Deportowanych z Ruchu Oporu.

Proszę przyjąć wyrazy szacunku.

W imieniu Ministra

Dyrektor ds. Statusów i Służb Medycznych

Wobec wymagającej administracji Léa przez resztę życia żałowała tej odmowy. Nie udało się jej udowodnić swojej przynależności do zorganizowanej struktury.

Koniec życia

31 grudnia 1990 roku Léa przeszła na emeryturę, zamykając swój ostatni sklep przy 40 rue de Bellain w Douai, by na pół roku przenieść się do Cannes, a zaraz potem do Paryża na 106 avenue de Suffren, gdzie zmarła 1 września 2009 roku.

Jej syn Marc poprosił dla Léi o Order Narodowy Zasługi, który przyznano jej pośmiertnie. Tym samym po raz pierwszy została uznana jej działalność w Ruchu Oporu podczas wojny.

Léa Warech, przez towarzyszy z deportacji zwana Wielką Suzanne, była silną, odważną kobietą i przykładem dla nas wszystkich. Jej wartościami były odwaga, śmiałość, uczciwość i prawość.

Pragniemy podziękować:

  • Markowi Gorfinkelowi,
  • Danielle Simenow,
  • Arlette Gotainer,
  • całej rodzinie Léi,
  • Elissie André,
  • Olivierowi Guivarc’h,

bez których realizacja tego projektu nie byłaby możliwa.

Byliśmy niezwykle szczęśliwi, mogąc przekazać i na nowo spisać historię życia Léi. Była to prawdziwa praca nad materią historyczną i pamięcią, polegająca przede wszystkim na skomplikowanej analizie archiwów. Ponadto, nawiązując kontakt z członkami rodziny, mogliśmy lepiej zrozumieć pewne elementy.

Léa Warech jest dla nas wszystkich przykładem, wzorem do naśladowania pod względem oddania na rzecz dobra innych. Powinna być dla nas inspiracją w codziennym życiu. Zapytana na końcu swojego świadectwa, czego pragnie dziś, Léa odpowiedziała:

„Żeby Auschwitz już nie istniało, żeby zło już nie istniało”.

Twórcy

Uczniowie klasy TG02 : Enora AOUSTIN, Loane AVRIL, Marion BINARD, Mélissa BIREMONT, Candice BOISSONNOT, Clémentine BOUILLAND, Matthieu BRISSON, Céline CAN, Nathan CHEMIN, Jeanne CHEVALIER, Elise DAVID, Ilhem DERRECHE, Diarra DIOP, Yann GABARD, Chloé GUINARD, Sarah HAZEM, Agathe JANNIC, Lisa KUNZ, Aline LAFONT, Chloé LAOUAOUDJA, Sofène LAVOQUER, Léna LEDUC, Mylène MARTINEZ, Jade MAUGERE-OLLIVIER, Alyssa MEUNIER-HUVILLIER, Chloé MONNIER, Titouan RIO, Lou-Ann RIVRON, Dylan SOYDEMIR

Elissa ANDRE, nauczycielka historii i geografii
Olivier GUIVARC’H, nauczyciel dokumentalista

Źródła

[poniższe referencje bibliograficzne zachowane w języku oryginalnym – przyp. tłum.]

Service Historique de la Défense, Division des Archives des Victimes des Conflits Contemporains [DAVCC], Caen :

DAVCC Caen, dossiers de Léa WARECH [21 P 617493], Elka WARECH [21 P 549271], Joseph WARECH [21 P 549273], Brandla WARECH [21 P 549270], Fajga WARECH [21 P 549272], Malka WARECH [21 P 539092], Sarah WARECH [21 P 601734], Sura WARECH [21 P 457556], Chaïa GOTAINER [21 P 457555], Henri GOTAINER [21 P 617657], Abel SIMENOW [21 P 539091], Danielle SIMENOW (21 P 599128], Dossier Stalag XIa [21 P 3001]

Archives Nationales [AN], Pierrefitte-sur-Seine : 

Archives Nationales [AN], Pierrefitte-sur-Seine : Fichier Drancy-Beaune-Pithiviers :  Henri GOTAINER F9/5744, Abel SIMENOW F9/5770, Danielle SIMENOW F9/5747, Monique SIMENOW F9/5747, Brandla WARECH F9/5736, Léa WARECH F9/5736, Sarah WARECH F9/5748

Archives Nationales [AN], Pierrefitte-sur-Seine : dossiers d’aryanisation du Commissariat Général aux Questions Juives : Abraham GOTAINER AJ38/4838-dossier2419 ; Chaïa GOTAINER AJ38/4870-dossier10666 ; Simon WARECH AJ38/4814-dossier1741 consultés sur microfilm.

Archives International Tracing Service, Bad Arolsen

ITS Bad Arolsen : copies des originaux des listes du convoi 8 du 20 juillet 1942 (Angers-Auschwitz) et convoi 46 du 09 février 1943  [Drancy-Auschwitz]

Archives du Nord [ADN], Lille :  

  • Annuaires Ravet-Anceau de 1931, 1932, 1933, 1934, 1935, 1939, partie Denain
  • Spoliation des commerces ADN 67W45145-2, ADN 67W45148, ADN 67W45146 et ADN 67W45153
  • Dossiers de commerçants étrangers     :
    Abram GOTAINER 1035W20, Chaïa GOTAINER 1035W20, Sura GOTAINER 1035W20,
    Brandla WARECH 1035W52, Joseph WARECH 1035W20
  • Dossiers d’étranger : Chaïa GOTAINER 321W115396, Brandla WARECH 321W115396, Joseph WARECH 321W115396, Sura WARECH 321W115396
  • Enseignement : registres du certificat d’études et brevet élémentaire de l’Inspection Académique du Nord, 1932, 1934, 1939 [ADN 1899W12, ADN 1899W14, ADN 1899W129]
  • Etat civil : actes de mariage  [ADN 3E17452, ADN 3E4475 et ADN 3E17543]
  • Militaire : registre matricule     d’Itchok     WARECH     [ADN 1R4105]
  • Dossiers de demande de naturalisation : Joseph et Brandla WARECH     [ADN 448W139530], Abel SIMENOW [ADN 448W139994], Fajga WARECH [ADN     448W139902]

Archives Départementales du Maine-et-Loire [ADML], Angers :  

  • Dossiers d’étranger de Brandla WARECH, Elka WARECH, Fajga WARECH, Joseph WARECH, Laja (Léa) WARECH [ADML 120W65]
  • Internement Juifs Etrangers [ADML 97W39]
  • Registre     manuscrit du recensement avec signature de septembre/octobre 1940     [ADML 97W39]
  • Registre manuscrit du recensement 1940-1942 [ADML 97W39]
  • Contrôle des Juifs Etrangers [ADML 37W10]
  • Tampon Juif sur cartes d’identité     [ADML     97W39]
  • Liste biens Juifs [ADML 37W10]
  • Affiche Judische Gesellshaft 1940 [ADML 97W39]
  • Contrôle présence 1941 [ADML 97W39]
  • Recensement juin 1941 [ADML 97W39]
  • Contrôle présence Israélites 1942-1944 [ADML 7W1]
  • Insignes Juifs juin 1942 [ADML 12W41 et 97W39]
  • Rafle Juillet 1942 Maine-et-Loire [ADML 97W39]
  • Rafle Octobre 1942 Maine-et-Loire [ADML 97W39]

Archives Municipales de Denain :  

  • Registres recensement de population Denain 1931 et 1936
  • Rapport du pillage du commerce de Chaïa GOTAINER à Denain durant la seconde guerre mondiale, 1967
  • Mémoire des Déportés de la commune sans date [AM Denain 5H66]

Témoignages vidéogrammes :  

Témoignages écrits :  

  • MITNIK Danielle : “J’avais 4 ans en 1942”
  • Dossier documentaire du Musée de la Résistance en Zone Occupée DENAIN dont :
  • VARECH Josiane : “La communauté juive de Denain en 1939” (1995, 3 pages)
  • WARECH Josiane-Rachelle : “Denain à l’honneur d’avoir constamment servi de refuge pour beaucoup de juifs” (sans date, 11 pages)
  • Compte-rendu d’un témoignage oral de Léa WARECH : “Témoignage de Léa WARECH” (sans date, 14 pages)
  • WARECH  Irmgard Jeannette  née BRILL Compte-rendu d’un témoignage oral  à l’école Anne Franck de Gütersloh, Allemagne) traduit de l’allemand en septembre 1955 [1993, 6 pages]

Photographies :  

  • Auschwitz-Birkenau : photographies personnelles
  • Denain et Vihiers : photographies  personnelles
  • Portraits et photos de la famille: Marc GORFINKEL et Musée de La Coupole.




[1] Generalny Związek Izraelitów Francuskich (L’Union générale des Israélites de France) został utworzony na mocy ustawy Rządu w Vichy z 29 listopada 1941 roku z inicjatywy Niemiec, okupujących Francję podczas wojny. Zadaniem instytucji było reprezentowanie Żydów przed władzami, w szczególności w kwestiach pomocy, ubezpieczenia i awansów społecznych. Ośrodkami UGIF kierowali Żydzi z tej organizacji, zajmujący się tak zwanymi „dziećmi zablokowanymi”, wyznaczonymi do deportacji i niemogącymi wyjść na wolność.

[2] Paryski luksusowy Hotel Lutetia, podczas wojny zajęty przez nazistów, w 1940 roku został przeznaczony dla powracających z obozów repatriantów [przyp. tłum.].

Stowarzyszenie „Rodziny i przyjaciele
deportowanych Konwoju 77”