1919 – 2009 |
Miejsce urodzenia: ZAKLIKOW |
Miejsce aresztowania: PARIS |
Miejsce zamieszkania: DENAIN, PARIS, VIHIERS, ZAKLIKOW
We wrześniu 2020 roku 29 uczniów klasy trzeciej Liceum Aristide Briand w Saint-Nazaire (departament Loara Atlantycka) przystąpiło do projektu Konwój 77, w ramach którego ich zadaniem było sporządzenie biografii deportowanej Léi Warech. Wykonanie pracy zaproponowano właśnie uczniom klasy o profilu humanistyczno-społecznym (nauki ekonomiczne i społeczne, historia i geografia, geopolityka, nauki polityczne, humanistyczne, literatura i filozofia w zakresie rozszerzonym).
Przeprowadzony w ramach zajęć z etyki i edukacji obywatelskiej, w bezpośrednim odniesieniu do programu historii dla klasy trzeciej, projekt rozbudził w uczniach postawę obywatelską i chęć krzewienia pamięci.
Od samego początku możliwość uczestniczenia w projekcie była dla nas wielką przyjemnością, byliśmy zdeterminowani, by przekazać pamięć o osobie, która zaryzykowała wszystko, by bronić swoich wartości, i jej życiu, jednym z wielu i jedynym w swoim rodzaju. Zatrzymana jako członkini Ruchu Oporu, została deportowana jako żydówka.
Uważamy za istotne przywrócenie Léi Warech do życia poprzez opowiedzenie o niej w sposób dokładny i jasny, tak by pamięć o niej przetrwała.
Zaklików, czwartek 2 października 1919 roku. Léa (Laja) Warech przyszła na świat w miasteczku we wschodniej Polsce, 80 km na południe od Lublina. Jej rodzice, Joseph (28 lat) i Brandla (20 lat), polscy żydzi, wzięli ślub wyznaniowy i cywilny 13 grudnia 1907 roku, również w Zaklikowie. Trzeba dodać, że było to miasteczko było zamieszkane głównie przez żydów- był to tzw. sztetl (miejscowość żydowska).
Joseph Warech, ojciec Léi, urodził się 15 lipca 1879 roku w Tarnogrodzie. Był synem Israela Daniela Warecha, urodzonego w Zaklikowie w 1846 roku, i Marjem Marii Winer, urodzonej w Kraśniku i zmarłej 23 sierpnia 1928 roku. Była to polska rodzina drobnomieszczańska. Ojciec Léi, człowiek spokojny i o łagodnym temperamencie, był patriarchą, to on podejmował decyzje i miał ostatnie słowo.
Matka Léi, Brandla Warech, z domu Morenfeld, urodzona 13 października 1887 roku w Zaklikowie, także pochodziła z polskiej rodziny. Jej rodzicami byli Icek Morenfeld, urodzony w 1837 roku w Modliborzycach i zmarły w 1900 roku, oraz Marjem Maria Erlichzonow, urodzona w Kraśniku w 1848 roku i zmarła w roku 1885. W odróżnieniu od męża, Brandla miała silną osobowość i była bardziej stanowcza..
Rodzice Léi nigdy nie czuli się Rosjanami ani Polakami, lecz Żydami. Z powodu religii byli wyobcowani zarówno wśród Rosjan, jak i Polaków. Zdarzało się, że padali ofiarami przemocy. W początkach XX wieku judaizm był powodem prześladowań zarówno ze strony polskiej, jak rosyjskiej.
Ojciec Léi, Joseph, od 1910 do 1914 mieszkał w Łodzi. W 1904 roku uczestniczył w wojnie rosyjsko-japońskiej, a podczas pierwszej wojny światowej został powołany do rosyjskiej armii, z której dostał się do niewoli niemieckiej. Uwolniony w 1918 roku, wrócił do żony Brandli i pierwszej trójki dzieci. Po powrocie dalej pracował w zawodzie tkacza.
Z żoną Brandlą miał piątkę dzieci. Najpierw, 24 lipca 1910 roku, przyszła na świat Sura (Drejzel), potem, 30 lipca 1912 roku, Jacques (Ichok), następnie Malka 20 stycznia 1914 roku – cała trójka w Łodzi; Léa (Laja) urodziła się 2 października 1919 roku w Zaklikowie, w tym samym mieście co najmłodsza Elka (Olga) 25 lutego 1922 roku.
Ojciec Léi wyjechał z Polski w 1922 roku, w wieku 43 lat. Skłoniły go do tego przemoc o podóżu antysemickim, ale także zamiar dołączenia dzięki wizom do swoich trzech sióstr w Stanach Zjednoczonych. Chciał lepszego życia dla siebie i swojej rodziny. Czekał na nich dom na Brooklynie. W Hawrze zszedł na ląd, żeby zatrzymać się u brata Simona, krawca męskiego na północy Francji.
Ostatecznie, pod wpływem brata, Joseph postanowił podjąć pracę w fabryce w Denain. Pracował na dwie zmiany w dwóch różnych firmach przez szesnaście godzin dziennie jako robotnik: w Société Anonyme des Forges et Aciéries de Denain-Anzin był kotlarzem, a w Fives Cail zajmował się gwintowaniem. Część pieniędzy pozwalała mu się utrzymać, a pozostałe wysyłał rodzinie w Zaklikowie.
W 1925 roku Brandla, pomimo obaw, że nie będzie mogła dopełniać praktyk religijnych w nieznanym miejscu, które wydawało się jej małe, za radą rabina opuściła Polskę z piątką dzieci, by dołączyć do Josepha w Denain. Na miejscu zastała żydowską społeczność, która nie żyła w ukryciu, jednak musiała się użytkować synagogę w Valenciennes (odległą o 14 km).
We Francji matka Léi otworzyła sklep odzieżowy, a jednocześnie handlowała na jarmarkach. Z pomocą przyszedł jej fakt, że w mieście było bardzo wielu polskich imigrantów, którzy stawali się wiernymi klientami; jej znajomość polskiego była więc prawdziwym atutem. Społeczność polska powstała po pierwszej wojnie światowej w odpowiedzi na brak siły roboczej spowodowany stratami wojennymi. Polacy byli bardzo liczni w kopalniach i fabrykach na północy Francji. Brandla szybciej niż mąż opanowała język francuski. Joseph nauczył się mówić, czytać i pisać w tym języku dopiero w roku 1936.
Ogólnie we Francji rodzina czuła się dobrze, uznając się za Żydów – obywateli francuskich. Chodzili do synagogi w Valenciennes, spotykali się na wspólne obchody świąt religijnych i rodzinnych. Przede wszystkim Brandla podtrzymywała w rodzinie praktyki religijne, przestrzegając zasad uboju rytualnego (na przykład upuszczając krew kurczakom przeznaczonym na posiłek) i pielęgnując znajomość języka (w domu rozmawiało się w jidysz, pisali też w tym języku do sióstr Josepha w Stanach).
Cała rodzina próbowała uzyskać obywatelstwo francuskie poprzez naturalizację. Ich wnioski zostały jednak rozpatrzone negatywnie, z wyjątkiem prośby Isaaca, który odbył służbę wojskową.
Na odpowiedzi odmownej na wniosek Josepha napisano, że wykonuje on zawód jarmarcznego kupca „wątpliwej użyteczności”. Z tego powodu prośba została oddalona.
Dwie najmłodsze córki, Léa i Elka, chodziły do przedszkola i szkoły podstawowej w Denain.
|
Léa odebrała zatem dobrą edukację i otrzymała świadectwo ukończenia szkoły podstawowej, a następnie uprawnienia handlowe w Praktycznej Szkole Handllu i Przemysłu w Denain. Była dobrą uczennicą, energiczną
i wysportowaną. Po zdobyciu dyplomów z zakresu księgowości i krawiectwa pracowała u swojego szwagra Charlesa Gotainera jako sprzedawczyni butów. Później zdała też egzamin na prawo jazdy.
W maju 1940 roku, po wkroczeniu wojsk niemieckich, nastąpił exodus – rodzina wyjechała samochodem w kierunku departamentu Maine i Loara. Léa opisywała: „Pamiętam, że jeden jedyny raz widziałam, jak ojciec płacze. To było, gdy wybuchła druga wojna światowa. Na naszą rodzinę miało wówczas spaść nieszczęście” [źródło: zbiory USC Shoah Foundation, Los Angeles].
Z tej okolicy pochodziła żona wuja Simona. Warechowie liczyli, że znajdą tam schronienie. Zatrzymali się w miejscowości Vihiers i zamieszkali w czterech domach. Przygarnęli i chronili ich mieszkańcy Vihiers. Dzieci chodziły do szkoły. Dorośli, w tym Léa, próbowali dostać się do Denain i sprawdzić, czy da się z powrotem zamieszkać w domu. Podjęli dwie próby: za pierwszym razem nie mieli Ausweisy (legitymacji) i musieli zawrócić do Vihiers. Za drugim razem dotarli do Denain, ale widząc, że ich domy zostały zajęte, byli zmuszeni wrócić do Vihiers.
W miasteczku nie było Niemców. Rodzina figuruje w spisie ludności miejscowości Saumur w tym samym departamencie. Mieszkańcy Vihiers przyjęli ich, a niektórzy, jak pan Monéger, nawet chronili. W domu tego właściciela sklepu z artykułami metalowymi przy ulicy de l’école zamieszkała Malka z dwiema córeczkami, Danielle i Monique.
W czerwcu 1942 roku Warechowie nosili żółtą gwiazdę.
W połowie lipca 1942 roku z obozu koncentracyjnego w Pithiviers przyszła kartka od Abela Simenova, który uprzedzał rodzinę o swoim aresztowaniu. Warechowie sądzili, że tylko mężczyźni są zatrzymywani. Charles Gotainer przygotowywał się do wyjazdu do Laval w departamencie Mayenne, gdzie miał dołączyć do przyjaciela, masona, pana Dussarta. Gdy czekał na autokar, Niemcy wraz z Francuzami przyszli po rodzinę.
Niemcy przyszli do wszystkich czterech domów, w których mieszkali członkowie rodziny, i dokonali aresztowań. Léa, która przebywała u siostry, zobaczyła nadchodzących funkcjonariuszy i wyskoczyła przez okno, żeby uprzedzić pozostałych za pośrednictwem sąsiadki.
Wieczorem 15 lipca 1942 roku aresztowano ośmioro członków rodziny. Zabrano ich do Angers, do Wielkiego Seminarium (dziś Centre Saint-Jean), miejsca gromadzenia żydów z Wandei, Loary Dolnej (dziś Loary Atlantyckiej) i Maine i Loary po obławie w lipcu 1942 roku. Stamtąd ruszył transport 8, jedyny, który wyjechał z tej okolicy do Auschwitz; znajdowało się w nim ośmioro członków rodziny. W Vihiers została tylko matka Léi i czwórka jej wnucząt.
Aresztowanie poruszyło mieszkanców gminy. Ksiądz Delépine publicznie potępił zatrzymania na niedzielnej mszy.
Léa, która uciekła tuż przed aresztowaniem, ukryła się u pani Cassin. Nie mogła jednak zostać u niej długo, nie narażając jej na niebezpieczeństwo. Bała się denuncjacji przez listonosza lub sąsiadów. Postanowiła więc z pomocą pana Monégera wyjechać do Paryża pod nazwiskiem Suzanne Roche. Jej matka odprowadziła ją na dworzec – widziały się wtedy po raz ostatni. Niewiele mówiły, wolały na siebie patrzeć i wyryć w pamięci swoje rysy.
Starszy księgowy w Maison Blanc, pan Victor Coret, z którym pracował pan Monéger, zatrudnił ją jako pracowniczkę biurową pod adresem 96 avenue de la République w 10. dzielnicy Paryża. Wiedział, że Léa jest żydówką. Léa zamieszkała u pani Arthuis, która podnajmowała jej i pani Denise Klotz mieszkanie pod adresem 64 avenue de la République. Pani Arthuis nie znała sytuacji Léi, traktowała ją jako jedną z wielu najemców. Przyjmując fałszywe nazwisko, Léa nie nosiła żółtej gwiazdy.
Działalność Léi w Ruchu Oporu zaczęła się od pragnienia pomocy swojej społeczności. Léa organizowała fałszywe dokumenty, za pomocą których umożliwiała młodym ludziom i rodzinom ucieczkę przed poszukującym ich okupantem.
Pomogła wielu żydowskim rodzinom, dając im za darmo różnego rodzaju dokumenty – fałszywe dowody tożsamości lub kartki na żywność – co potwierdza w swoim świadectwie doktor Burstein. Deportowana wdowa, pani Zeikinski, 22 listopada 1958 roku powiedziała, że w listopadzie 1943 roku Léa dała jej i jej rodzinie dowody osobiste.
Ale skąd Léa miała te dokumenty? Mówiła, że utrzymała kontakt z osobami z merostwa w Vihiers, które dostarczały fałszywych dowodów osobistych. Zajmowała się także wyszukiwaniem mieszkań, w których mogli potajemnie mieszkać żydzi.
Wynajdywała również sposoby na przekroczenie linii granicznej między strefą okupowaną przez wojska niemieckie i nieokupowaną, tak by umożliwić ucieczkę osobom, które tego chciały. Potwierdza to świadectwo pani Arthuis.
Co więcej, ostrzegała żydów przed obławami.
Czasami Léa wnioskowała dla niektórych o azyl – tak było na przykład z rodziną Blondel. Potem opowiadała, że zabezpieczyła ich w Vihiers i zapewniła im wszystko, czego potrzebowali. Według doktora Bursteina czasami nawet sama potajemnie przyjmowała do siebie Żydów. Było tak w przypadku matki z dziećmi, na którą Léa natknęła się w pobliżu domu, gdy zastali własne mieszkanie opieczętowane. Przyjęła ich do siebie na trzy miesiące. Odzyskiwała z mieszkań futra i inne przedmioty, odzież i żywność, i przekazywała je Żydom w potrzebie.
Niejednokrotnie unikała aresztowań, wykazując się niewzruszoną pewnością siebie, która kładła kres wszelkim podejrzeniom.
Mówiła, że nigdy się nie bała. Była młoda i zrobiła to, co należało, żeby pomóc swoim. Całą wojnę przeżyła, używając fałszywych dokumentów.
Pozostawała w kontakcie z panną La Rose, która pracowała w szpitalu 15-20 w dwunastej dzielnicy Paryża i pomagała Léi. Czy ta należała do jakichś struktur konspiracyjnych? Żaden dokument nie pozwala tego stwierdzić. Co więcej, Léa ocaliła także swojego siostrzeńca i siostrzenice. Te dzieci znaczyły dla niej wiele, były na styku jej życia rodzinnego i działalności przeciwko okupantom.
W październiku 1942 roku matka Léi, jej siostrzeniec Henri i trzy siostrzenice Monique, Danielle i Sarah zostali aresztowani i przeniesieni do Wielkiego Seminarium w Angers, a następnie do Drancy. Léa dostała od matki list z prośbą o uratowanie dzieci, i zrobiła wszystko, co było jej mocy, by tego dokonać.
W Drancy Henri zaraził się błonicą (chorobą zakaźną) i został przeniesiony do szpitala Claude Bernard. Wszystkie dzieci, które miały z nim kontakt, zostały ewakuowane z Drancy. Monique i Danielle zostały wysłane do żydowskiego ośrodka Lamarck w Paryżu, a następnie do ośrodka Guy Pantin, obu należących do Generalnego Związku Izraelitów Polskich[1]. Sarah natomiast trafiła do ośrodka w Montgeron. Léi udało się spotkać z całą czwórką, ponieważ podała się za „aryjską przyjaciółkę” ich rodziny. Dzieci mówiły do niej „proszę pani” i oszustwo nigdy nie wyszło na jaw.
Podczas odwiedzin doradziła swojemu jedenastoletniemu siostrzeńcowi ucieczkę przy pierwszej nadarzającej się okazji; chłopiec zbiegł, a Léa się nim zaopiekowała. Trudniej było uratować siostrzenice. Uciekła się do użycia przymusu, grożąc śmiercią Léi Meslay – guwernantce, pod którą się podszyła, wykorzystując jej prawo do odwiedzin, by zobaczyć się z Monique i Danielle. Poprosiła o zgodę na zabranie dziewcząt na spacer i wykorzystała okazję, by uciec z nimi z centrum. Żeby uratować Sarę, dokonała transakcji z małżeństwem Blondel, którzy pilnowali centrum. W zamian Léa ukryła ich dzieci, Marcelle i Germaine, w Denain. Znalazła dla pary schronienie w Vihiers, gdzie ich córki dołączyły do nich po kilku miesiącach. Każde dziecko z rodziny, które uratowała Léa, zostało następnie przemycone do Denain, gdzie cała czwórka pozostawała w ukryciu do końca wojny. Henri zatrzymał się u swojej mamki, pani Elise.
Według rejestru podprefektury Paryża Léa Warech została aresztowana we wtorek 11 lipca 1944 roku w Paryżu w swoim miejscu pracy pod adresem 96 Avenue de la République w 11. dzielnicy.
Udało nam się dotrzeć do świadectw pani Cécile Arthuis, od której Léa wynajmowała pokój, doktora Mejera Bursteina, który wielokrotnie potwierdzał akty oporu, oraz Rebekki Zeikinski, Żydówki i koleżanki Léi. Pozwoliły nam one ustalić przebieg aresztowania.
We wtorek 11 lipca 1944 roku, w dniu aresztowania Léi, w jej mieszkaniu pojawiło się dwóch przedstawicieli władz francuskich i niemieckich. Szukając Denise Klotz, natrafili na fałszywe dokumenty (dowody osobiste, paszporty i kartki na chleb), które należały do Léi.
Nie zastawszy jej w mieszkaniu, mężczyźni udali się do biura pana Coreta, gdzie pracowała. Na miejscu jeden z funkcjonariuszy dokonał przesłuchania Léi. Potem znaleziono jej dwa dowody osobiste i skoroszyt z adresami. Zapytali, do czego jej były dokumenty. Odpowiedziała, że służyły do tego, żeby nie wyjechać do Niemiec. Pod pretekstem pójścia do toalety próbowała uciec, jednak funkcjonariusze jej przeszkodzili i natychmiast dokonali aresztowania. Léa chciała uciec, ponieważ okrycie jednej z pracownic biura, wiszące na wieszaku, miało przyczepioną gwiazdę. Nie chciała, by podczas jej aresztowania współpracownica została odkryta, dlatego przeprowadziła dywersję, próbując uciec.
Po tych wydarzeniach funkcjonariusze zabrali Léę do mieszkania Cécile Arthuis. Léa, Denise i Cécile zostały aresztowane jednocześnie, 11 lipca 1944 roku. Zabrano je do siedziby niemieckiej Policji Bezpieczeństwa pod adresem 11 rue des Saussaies i zamknięto w celach. Léi zabrano biżuterię i pieniądze.
Według rejestru Prefektury Policji w Paryżu trzy zatrzymane przyprowadzono o godzinie 23:50. Tego wieczoru zatrzymano wielu Żydów. Léa była przesłuchiwana i bita; gdy powiedziano jej, że prowadzi działalność opozycyjną, sama oświadczyła, że jest Żydówką. Denise Klotz i Léa zostały zatrzymane podczas obławy zorganizowanej przez niemiecką Policję Bezpieczeństwa. Cécile została uwolniona po kilku godzinach, a dwie pozostałe zabrano do aresztu w Hôtel de Ville, gdzie spędziły noc.
Nazajutrz, około godziny 15, przewieziono je razem z innymi Żydami do obozu w Drancy, prawdopodobnie autobusem. Léa została przydzielona do kategorii B – do natychmiastowej deportacji – i przyznano jej numer 25084.
Léa znalazła się w obozie nie wiedząc w którym miejscu Francji się znajudje, bez rodziny, zupełnie zagubiona pośrodku niczego. Był 21 lipca 1944 roku. Została tam około dziesięciu dni, w piekącym upale, w fatalnych warunkach higienicznych, bez wody ani toalety; w pomieszczeniach sypialnych szalały pluskwy, sienniki były odrażające. Francuscy i cudzoziemscy żydzi przebywali osobno. Organizacja życia w obozie należała do żydowskich zarządców. Léa mieszkała z dziećmi i zajmowała się nimi tak, jak przed wojną, gdy prowadziła zajęcia w ośrodku. Była oburzona relacjami, jakie łączyły niektórych dorosłych z młodymi dziewczętami, i mówiła im o tym.
Minęło kilka dni i pewnego ranka żołnierze kazali więźniom iść do autobusu, który miał wywieźć ich z Drancy w inne miejsce.
„Wyciągała po nas ręce wolność albo śmierć” [źródło: Świadectwo dla USC Shoah Foundation, Los Angeles].
Léa została deportowana do obozu Auschwitz-Birkenau 31 lipca 1944 roku w transporcie 77.
Na dworcu w Bobigny wszyscy byli zdezorientowani, ale nie było czasu na marudzenie, żołnierze nakazali szybko wsiąść do wagonów bydlęcych, nie pozostawiając czasu na protesty. Żołnierze najszybciej jak było możliwe zapełnili wagony mężczyznami, kobietami i dziećmi. Na jeden wagon przypadało 60 osób. Dookoła siebie Léa widziała spanikowane dzieci, matki przerażone tym, co się działo, ale sama czuła tylko pustkę. Pociąg ruszył. Nikt nie wiedział, dokąd ani na jak długo jadą. Wiedzieli tylko, że są stłoczeni jedni na drugich, mając na wszystkich tylko jedno wiadro wody i jedno wiadro na naturalne potrzeby. Zamiast okna był mały kwadratowy otwór, którego nie dało się otworzyć, ale który jednak dawał trochę światła. Léa zadawała sobie pytanie, jak mają przetrwać w tych okropnych warunkach, i było to pytanie zasadne, bo im więcej czasu mijało, tym więcej dzieci płakało z wycieńczenia. Wśród dorosłych byli chorzy i umierający. Podczas podróży beczka wypełniała się odchodami, aż wiadro się przelało i wywróciło od hamowania. Od tej chwili nie mogli już siedzieć, ale w takich warunkach nie da się odbyć długiej podróży. Co dziesięć minut zmieniali pozycję z siedzącej na stojącą i tak w kółko.
W nocy z 2 na 3 sierpnia pociąg się zatrzymał, wreszcie dojechali. Transport wjechał przez Bramę Śmierci prosto do Birkenau.
Jeszcze zanim wyszli z wagonów, ich uszu dobiegło szczekanie psów zmieszane ze wściekłymi krzykami niemieckich żołnierzy. Gdy drzwi się otworzyły, było na nich skierowane światło reflektorów, a wołania stały się coraz liczniejsze. Léa mówiła potem, że od razu zrozumiała, co się działo. Po wyjściu poczuli w gardle zapach palonego ciała. Po lewej stała ciężarówka, a pośrodku stał niemiecki oficer z pałką. Był do doktor Josef Mengele, który przeprowadzał selekcję. Rozdzielono mężczyzn oraz kobiety i dzieci na dwie strony. Nikt nie protestował ze strachu przed konsekwencjami. Léa miała na ramieniu czerwoną opaskę, oznaczającą członka personelu medycznego. Otrzymała ją w Drancy od pana Fildermana, obozowego dentysty. Dając jej ją, powiedział, że opaska uratuje jej życie, ponieważ w Pitchipoi będzie selekcja (Pitchipoi to słowo z języka jidysz określające „wymyślony światek”, używane w Drancy na określenie miejsca, w które deportowano ludzi z obozu).
„Miałam szczęście, że dostałam czerwoną opaskę, którą nosiłam na ramieniu (..) skierowano mnie do kobiet, które miały iść do obozu” [źródło: Świadectwo dla l’USC Shoah Foundation, Los Angeles]. Z jej wagonu ocalały tylko dwie osoby – Léa i lekarz z Lyonu.
Wszyscy deportowani, którzy w selekcji nie trafili do grupy idącej do obozu, zostali wysłani do komory gazowej.
Auschwitz Birkenau to szczególny obóz, ogromny i składający się z wielu części. Mężczyźni trafili do jednej z nich, a kobiety do innej. Wszyscy zostali poddani kwarantannie, żeby sprawdzić, czy nie przynieśli żadnych chorób.
Léa i pozostałe kobiety weszły do wielkiego pomieszczenia zwanego Sauną; nie wiedziały, co je tam czeka, wykonywały rozkazy. Miała je spotkać zapewne najtrudniejsza próba w życiu, musiały rozebrać się przed nieznajomymi osobami, ze wstydem biegnącym po całym ciele. Léa była skromna, podobnie jak pozostałe kobiety nie była przyzwyczajona do takich sytuacji, ponieważ w ich czasach nagość była tabu. Ale w tamtej chwili nikt się nie sprzeciwiał. Trzeba było słuchać rozkazów. Léa i pozostałe kobiety, nagie i przerażone, stały przed mężczyznami, którzy wchodzili i wychodzili z pomieszczenia. Było to dla nich jedno z najbardziej dehumanizujących wydarzeń, jakie przeżyły. Potem musiały wziąć prysznic, żeby uniknąć ewentualnych chorób i pozbyć się brudu, ale nie miały ręczników, nie miały nic, czekały mokre, aż ktoś powie im, co mają robić.
Wtedy nadeszli fryzjerzy i ogolili im części intymne. Kolejny akt dehumanizacji dla każdej z nich. Następnie zaprowadzono je do sterty ubrań (z której Léa wzięła łach pozostały po długiej sukience), ponieważ ich własne ubrania zostały im zabrane na znak porzucenia i samotności, by nic nie łączyło ich już z poprzednim życiem. Tego właśnie chcieli funkcjonariusze – żeby czuły się samotne i kruche.
Léa i inne kobiety zostały następnie zabrane do baraków obozu dla Romów „Zigeunerlager”, znajdującego się w pobliżu rampy, na którą wjeżdżały transporty, oraz blisko krematoriów. Stale czuła więc zapach palonego ciała i przy każdym przybyciu nowego transportu widziała, jak deportowanych kieruje się do komory gazowej.
Barak, do którego trafiła Léa, był zajęty przez trzypiętrowe prycze. W każdej sypiało po kilka kobiet, na słomie i pod bezkształtnym, dziurawym kawałkiem materiału. Szybko nauczyły się, że jeśli któraś z kobiet w łóżku odwracała się przez sen, pozostałe musiały iść w jej ślady ze względu na to, jak ciasno leżały, prawie jedna na drugiej.
Nazajutrz inni deportowani wytatuowali im numery w kolejności alfabetycznej. Każda z nich stała się odtąd tylko numerem. Léa miała wówczas dużo szczęścia, bo trafiła na młodą tatuażystkę z Węgier, która zrobiła jej mały tatuaż, którego nie było za bardzo widać. Powiedziała jej i innym kobietom z transportu, że znajdowały się wśród ostatnich przybywających do obozu i że miały szansę przeżyć. Numer powinien więc być jak najmniej widoczny. Wytatuowała go Léi na ramieniu; od tego czasu była ona numerem A16 829.
Léa, która znała jidysz, bardzo szybko zorientowała się w funkcjonowaniu obozu dzięki więźniom, których spotykała. Komory gazowe, krematoria, nic przed nią nie ukrywano, a ona uwierzyła. Już wcześniej wiedziała i nie było to dla niej zaskoczeniem.
Każdy dzień w Birkenau był podobny do poprzedniego. Najpierw był apel – codziennie po dwa razy, co najmniej po trzy godziny, czasem całe dnie. Kobiety na kwarantannie nie nadawały się do pracy, ich jedynym celem było przetrwać pomimo maltretowania, jakiemu je poddawano. Dni były do siebie podobne. Codziennie po apelu całymi godzinami siedziały na ziemi. Nagle rozbrzmiewał gwizdek, oznaczający, że muszą się podnieść i pobiec po duże cegły. Potem musiały je nieść przez kilka kilometrów i nie wolno im było się zatrzymać. Po jakimś czasie kazano im odłożyć cegły, po czym prawie natychmiast miały je podnieść i zabrać z powrotem w miejsce, skąd je wzięły. Celem tej pracy było sprawdzenie, kto był w stanie przeżyć, a kto nie.
Jednak tym, co większość z nich uważała za najgorsze z obozowych doświadczeń, była selekcja. Gdy w baraku rozbrzmiewał gwizdek, kobiety musiały się rozebrać i nago przejść przed tym, kto decydował, czy mają prawo żyć. Żadnej wyselekcjonowanej kobiety nie widziano już nigdy więcej, bez powodu znikały. Dlatego selekcja była dla wszystkich koszmarem – żaden logiczny powód nie stał za tym, kto zasługiwał na życie, a kto nie. Selekcje miały na celu nie tylko pozbycie się tych, które wydawały się mniej zdatne i wysłanie ich do komory gazowej, ale także pogrążenie kobiet w stanie ciągłego strachu.
Przeżycie w Birkenau było dla Léi i innych kobiet bardzo trudne. Nie miały co jeść i były w różnym stanie, zależnie od osoby. Każda na swój sposób próbowała wytrzymać i przeżyć, kradnąc żywność, myśląc o dawnym życiu albo po prostu w miarę możliwości zachowując nadzieję. Régine Jacubert, ocalała z transportu 77, powiedziała nam w wywiadzie: „Żeby przetrwać, trzeba było być w dwójkę. Jeden silny i jeden słaby. Dwoje słabych nie żyło razem. Silny potrzebował słabego, by przeżyć, bo potrzebował motywacji, celu, a słaby potrzebował silnego, żeby przeżyć, żeby miał go kto chronić” [źródło: świadectwo Régine Jacubert/ entretien.ina.fr].
Kobiety nauczyły się więc żyć najlepiej jak potrafiły, pomagając sobie wzajemnie i walcząc o przetrwanie.
We wrześniu 1944 roku Léa i inne młode kobiety pościły, żeby uczcić Jom Kipur. Była to drwina z systemu, który chciał sprawić, by zniknęły, i akt oporu. Kapo ukarali je, pozbawiając jedzenia na dwa dni.
Léa mówiła później, że w Auschwitz straciła wiarę. „Jeśli Auschwitz istniało, szukamy Boga”. Te słowa pochodzą z jej świadectwa dla USC Shoah Foundation w Los Angeles.
Kwarantanna trwała prawie trzy miesiące, aż do 28 października 1944 roku. Trzy miesiące cierpień i tortur psychicznych i fizycznych wszystkich kobiet. Trzy miesiące, podczas których nie zobaczyły wejścia ani wyjścia z obozu, jak w niekończącym się labiryncie.
28 października 1944 roku poddano je selekcji, by dowiedzieć się, kto nadaje się do pracy. Léa i inne kobiety uznane za zdatne do pracy wyjechały do innego obozu, Gross Rosen, około stu kilometrów od Pragi.
Podróż była jeszcze trudniejsza, więźniowie już nie po 60, ale po 100 osób w wagonie bydlęcym jechali do nowego obozu tak jak przyjechali do Birkenau. Wiele osób zmarło w drodze. Po dotarciu Léa i inne kobiety zostały przewiezione ciężarówką do miejsca nazywanego Weißkirchen, kilka kilometrów od Chrastavy (niem. Kratzau).
Tam został umieszczone w budynku baraku naprzeciwko kuchni. Podobnie jak w Birkenau, spały na trzypiętrowych pryczach.
Co rano dostawały tak zwaną kawę, choć nie była to prawdziwa kawa, i kawałek chleba; wieczorem po powrocie dostawały wodnistą zupę i jednego lub dwa gotowane ziemniaki. Tyle dostawały po dwunastogodzinnym dniu albo nocy pracy.
Codziennie zanim wyszły do pracy kazano im ustawić się na apel w rzędach po pięć. Léa wraz z innymi musiała pokonać cztery-pięć kilometrów do Kratzau, gdzie każda wykonywała przydzieloną pracę. Były to różne zajęcia; Léa trafiła do fabryki amunicji.
Warunki życia w obozie były inne od tych, które znały z Birkenau. Pracowały ciężko, miały mało jedzenia, występowały wśród nich choroby i miały ogromne wszy. Higiena była marna albo żadna, a warunki życia nie do zniesienia. Nie było już jednak selekcji. Ludzie umierali z głodu, z zimna, od chorób, od pracy, ale już nie z powodu selekcji, co dla wielu stanowiło ogromną ulgę, uwalniając ich od strachu i niepokoju, że bez żadnego powodu zostaną wybrani do eksterminacji.
W tym obozie każdy chronił się tak, jak mógł, podobnie jak w Birkenau – starając się być optymistycznym, pomagając jedni drugim, kradnąc, bo by przeżyć, trzeba działać, a nie pozwolić się pokonać.
8 maja 1945 roku Léa, wówczas 26-letnia, została uwolniona z fabryki w sudeckim Kratzau przez rosyjską armię. Warunki, w których ją przetrzymywano, były skrajnie wyczerpujące, wskutek czego Léa musiała zostać tam jeszcze przez miesiąc, nie nadając się do repatriacji. W trakcie badania po powrocie do Francji okazało się, że straciła 15 kilogramów, miała uszkodzone uzębienie i łagodny zanik mięśni. Przypuszcza się jednak, że jej stan był już lepszy niż w chwili uwolnienia obozu.
Będąc w złym stanie fizycznym, Léa wyjechała na miesiąc do centrum rekonwalescencji w Monnetier-Mornex w Górnej Sabałdii, polecanego przez Hôtel Lutetia[2] w Paryżu ośrodka, w którym przyjmowano i kontrolowano stan repatriantów.
1 czerwca 1945 roku Léa wróciła do Paryża samolotem, a następnie została skierowana na północ w stronę Valenciennes i pojechała pociągiem do Denain. Bała się, że nie zastanie bliskich przy życiu. Ostatecznie odnalazła ich i zatrzymała się u przyjaciółki Germaine Regnier, a później u wuja Simona Varecha, który wówczas mieszkał pod adresem 58 Avenue Jean Jaurès. Odnalazła czwórkę siostrzeńców: Henriego, Sarę, Monique i Danielle, których Simonowi udało się sprowadzić w 1943 roku.
Następnie wróciła do Paryża do pani Kahn, matki towarzysza niewoli jej brata Jacques’a. Tam znów podjęła pracę u poprzedniego przełożonego, pana Coreta, który bardzo jej pomógł podczas wojny.
Odnalazła także Serge’a Gorfinkela, którego poznała przed wojną i z którym wzięła ślub w 16 dzielnicy Paryża 20 sierpnia 1945 roku. Serge Samuel Gorfinkel był inżynierem aeronautyki. Urodził się w Kownie na Litwie. Serge był bliskim przyjacielem rodziny; w Gandawie skończył te same studia, co Abel Simonov, ojciec Danielle i Monique. Serge także był deportowany do Auschwitz transportem 70 z 20 marca 1944 roku. Poprzez małżeństwo Léa otrzymała narodowość francuską.
„Wyszłam za deportowanego, bo miałam pod opieką trójkę dzieci (…) Tylko deportowany mógł to zrobić, nikt inny (…) Wzięłam ślub także dla dobra dzieci. Mój mąż był wspaniały – to był deportowany, rozumiał, był wdzięczny” – fragment świadectwa Léi Warech dla l’USC Shoah Foundation w Los Angeles. Mieli więc wiele wspólnego – deportację, religię żydowską czy fakt, że wyrwano ich z Francji.
Młoda para zamieszkała najpierw w Paryżu. Pan Coret wynajął im mieszkanie pod adresem 120 Rue Nollet w 17. dzielnicy.
Wyjechali do Denain na początku 1948 roku i otworzyli sklep odzieżowy przy 186 rue des Villars – Bonneterie Centrale, tuż obok sklepu Jacques’a Chaussures Charles. Wyprowadzili się z dawnego domu przy 58 avenue Jean Jaurès. Serge zrezygnował z pracy, by znowu zająć się sklepem z Léą – on sprzedawał na targach, ona zajmowała się sklepem.
Serge postanowił zarzucić handel na targach z powodów zdrowotnych. W 1966 roku rodzina znów przeprowadziła się do Douai, gdzie zamieszkała przy 40 rue de Bellain. Para postanowiła wtedy wynająć mały sklep (La Maison du Tricot) w Douai przy tej samej ulicy. Zachowali też Bonneterie Centrale.
Życie powoli wróciło na swoje tory. 5 czerwca 1947 roku urodziła się Béatrice, pierwsza córka Léi i Serge’a. 2 stycznia 1955 w Neuilly-sur-Seine roku urodziło się ich drugie dziecko, Marc.
Béatrice została psychologiem. W 1969 roku wzięła ślub z Isy Neumanem, ginekologiem, z którym zamieszkała w Metzu. Marc ukończył studia prawnicze w Lille i został notariuszem. We wrześniu 1977 roku w Douai wziął ślub z Esther Halfon, z którą miał dwójkę dzieci: Steve’a urodzonego w maju 1980 roku i Michaela urodzonego w październiku 1984 roku.
Léa pozostała blisko związana ze swoim siostrzeńcem i siostrzenicami, gdy dorośli. Danielle wyszła za mąż w 1964 i przyjechała do Denain, gdzie zamieszkała z mężem Raymondem Mitnikiem.
W wieku 65 lat Serge zmarł na zawał serca. Béatrice i jej mąż wrócili do Douai, żeby pomagać Léi, która została sama z trzema sklepami odzieżowymi. Béatrice zmarła na raka trzustki w wieku 28 lat, pozostawiając po sobie trójkę małych dzieci: Sachę, Francja i Sabine. Léa wychowywała je razem z Isy.
Aż do grudnia 1990 roku Esther pracowała z Léą w dwóch sklepach w Douai.
W 1946 roku Léa zwróciła się do Ministerstwa Więźniów, Deportowanych i Uchodźców (które zmieniło się później w Ministerstwo ds. Byłych Kombatantów i Ofiar Wojny), by uzyskać status deportowanego politycznego. Musiała zgromadzić dokumenty, które potwierdzały jej aresztowanie, deportację i internowanie. Otrzymała status i kartę deportowanego politycznego o numerze 215900145 w 1952 roku.
Ministerstwo ds. Byłych Kombatantów i Ofiar Wojny
Republika Francuska
Oddział śróddepartamentalny w Lille
4 lipca 1953 r.
DECYZJA
w sprawie przyznania statusu deportowanego politycznego
portant attribution du titre de déporté politique
Ministerstwo ds. Ministerstwo ds. Byłych Kombatantów i Ofiar Wojny postanawia przyznać status deportowanej politycznej pani Gorfinkel Léi urodzonej 2 października 1919 roku w Zaklikowie (Polska), zamieszkałej w Denain 186 Rue de Villars.
Rozpatrywany okres internowania: 11 lipca 1944-31 lipca 1944
Rozpatrywany okres deportacji: 1 sierpnia 1944-31 maja 1945
Karta nr 215900145.
W imieniu Ministra upoważniony Delegat śróddepartamentalny.
Oprócz statusu deportowanego politycznego w 1952 roku Léa wnioskowała także o status deportowanego członka Ruchu Oporu. Był to dla niej początek długich zmagań.
W 1958 roku ponowiła prośbę o status deportowanego członka Ruchu Oporu. W skład jej teczki wchodziło wówczas dziewięć dokumentów. Powstał jednak duży problem: Léa nie posiadała potwierdzenia przynależności do organizacji działającej przy Ruchu Oporu. Stało się to źródłem przeszkód podczas procedury, ponieważ nigdy Léa nie miała wystarczających albo kolejnych wymaganych dokumentów, by uzyskać status deportowanego członka Ruchu Oporu. Po wojnie wiele osób wnioskowało o ten status, ponieważ pozwalał on na otrzymanie zasiłku. Ministerstwo sprawowało ścisły nadzór nad wnioskami i wymagało dowodów przynależności do Ruchu Oporu.
Później, około września, biuro ds. deportowanych i internowanych zwróciło się do Ministerstwa ds. Byłych Kombatantów i Ofiar Wojny o szersze informacje, opierając się na przesłuchaniu pani Cécile Arthius, doktora Bursteina i pani Zeikinski.
Cécile Arthius, pan Burstein i pani Zeikinski rzeczywiście zeznali, że Léa dokonała aktu oporu, żeby udowodnić jej status. Dowiadujemy się w ten sposób o jej wielu działaniach, takich jak dostarczanie fałszywych dokumentów (dowodów osobistych, certyfikatów zamieszania, kartek na chleb…) osobom, które ich potrzebowały, albo o tym, że przyjmowała w mieszkaniu osoby poszukiwane przez Gestapo.
Wdowa pani Zeikinski
73 rue de la Roquette, Paris 11. dzielnica
Ja, niżej podpisana pani Zeikinski, wdowa po deportowanym, zamieszkała pod adresem 73, rue de la Roquette w 11. dzielnicy Paryża, słowem honoru poświadczam, że:
Pani Léa Gorfinkel z domu Warech pod nazwiskiem Suzanne Roche
w listopadzie 1934 roku całkowicie za darmo dostarczyła mi trzy dowody osobiste dla moich rodziców oraz dla mnie.
Ponadto deklaruję, że pani Gorfinkel oddawała liczne przysługi, wszystkie bez wynagrodzenia, tj. zapewniała mieszkanie ukrywającym się osobom od roku 1942 do swojego aresztowania 17 lipca 1944 roku.
Paryż, 10 marca 1958 r.
Niestety, latem 1962 roku Minister odmówił przyznania jej statusu deportowanego członka Ruchu Oporu, ponieważ jej działalności nie można było zaklasyfikować jako aktu opory przewidzianego w artykule 2 dekretu z 25 marca 1949 roku, a Léa jedynie „przychodziła na pomoc Żydom”.
I tak 7 sierpnia ponownie odmówiono jej przyznania statusu deportowanego działacza opozycji, uzasadniając tę decyzję „brakiem wśród przedstawionych dokumentów dowodów na to, że powodem deportacji był zakwalifikowany akt oporu wrogowi [upoważniający do otrzymania] statusu deportowanego i internowanego działacza opozycji”. Była to wówczas bardzo rozczarowująca wiadomość dla osoby, która działała w imię solidarności (w swoim świadectwie mówiła, że przychodziła „z pomocą swojej społeczności”).
Republika Francuska
7 sierpnia 1962 r.
Szanowna Pani,
zwracam się do Pani, by poinformować, iż Pani wniosek o przyznanie statusu deportowanego działacza Ruchu Oporu nie mógł zostać rozpatrzony pozytywnie.
W załączniku znajduje się zawiadomienie o decyzji podjętej po wydaniu opinii przez Państwową Komisję ds. Deportowanych z Ruchu Oporu.
Proszę przyjąć wyrazy szacunku.
W imieniu Ministra
Dyrektor ds. Statusów i Służb Medycznych
Wobec wymagającej administracji Léa przez resztę życia żałowała tej odmowy. Nie udało się jej udowodnić swojej przynależności do zorganizowanej struktury.
31 grudnia 1990 roku Léa przeszła na emeryturę, zamykając swój ostatni sklep przy 40 rue de Bellain w Douai, by na pół roku przenieść się do Cannes, a zaraz potem do Paryża na 106 avenue de Suffren, gdzie zmarła 1 września 2009 roku.
Jej syn Marc poprosił dla Léi o Order Narodowy Zasługi, który przyznano jej pośmiertnie. Tym samym po raz pierwszy została uznana jej działalność w Ruchu Oporu podczas wojny.
Léa Warech, przez towarzyszy z deportacji zwana Wielką Suzanne, była silną, odważną kobietą i przykładem dla nas wszystkich. Jej wartościami były odwaga, śmiałość, uczciwość i prawość.
Pragniemy podziękować:
bez których realizacja tego projektu nie byłaby możliwa.
Byliśmy niezwykle szczęśliwi, mogąc przekazać i na nowo spisać historię życia Léi. Była to prawdziwa praca nad materią historyczną i pamięcią, polegająca przede wszystkim na skomplikowanej analizie archiwów. Ponadto, nawiązując kontakt z członkami rodziny, mogliśmy lepiej zrozumieć pewne elementy.
Léa Warech jest dla nas wszystkich przykładem, wzorem do naśladowania pod względem oddania na rzecz dobra innych. Powinna być dla nas inspiracją w codziennym życiu. Zapytana na końcu swojego świadectwa, czego pragnie dziś, Léa odpowiedziała:
„Żeby Auschwitz już nie istniało, żeby zło już nie istniało”.
Uczniowie klasy TG02 : Enora AOUSTIN, Loane AVRIL, Marion BINARD, Mélissa BIREMONT, Candice BOISSONNOT, Clémentine BOUILLAND, Matthieu BRISSON, Céline CAN, Nathan CHEMIN, Jeanne CHEVALIER, Elise DAVID, Ilhem DERRECHE, Diarra DIOP, Yann GABARD, Chloé GUINARD, Sarah HAZEM, Agathe JANNIC, Lisa KUNZ, Aline LAFONT, Chloé LAOUAOUDJA, Sofène LAVOQUER, Léna LEDUC, Mylène MARTINEZ, Jade MAUGERE-OLLIVIER, Alyssa MEUNIER-HUVILLIER, Chloé MONNIER, Titouan RIO, Lou-Ann RIVRON, Dylan SOYDEMIR
Elissa ANDRE, nauczycielka historii i geografii
Olivier GUIVARC’H, nauczyciel dokumentalista
[poniższe referencje bibliograficzne zachowane w języku oryginalnym – przyp. tłum.]
Service Historique de la Défense, Division des Archives des Victimes des Conflits Contemporains [DAVCC], Caen :
DAVCC Caen, dossiers de Léa WARECH [21 P 617493], Elka WARECH [21 P 549271], Joseph WARECH [21 P 549273], Brandla WARECH [21 P 549270], Fajga WARECH [21 P 549272], Malka WARECH [21 P 539092], Sarah WARECH [21 P 601734], Sura WARECH [21 P 457556], Chaïa GOTAINER [21 P 457555], Henri GOTAINER [21 P 617657], Abel SIMENOW [21 P 539091], Danielle SIMENOW (21 P 599128], Dossier Stalag XIa [21 P 3001]
Archives Nationales [AN], Pierrefitte-sur-Seine :
Archives Nationales [AN], Pierrefitte-sur-Seine : Fichier Drancy-Beaune-Pithiviers : Henri GOTAINER F9/5744, Abel SIMENOW F9/5770, Danielle SIMENOW F9/5747, Monique SIMENOW F9/5747, Brandla WARECH F9/5736, Léa WARECH F9/5736, Sarah WARECH F9/5748
Archives Nationales [AN], Pierrefitte-sur-Seine : dossiers d’aryanisation du Commissariat Général aux Questions Juives : Abraham GOTAINER AJ38/4838-dossier2419 ; Chaïa GOTAINER AJ38/4870-dossier10666 ; Simon WARECH AJ38/4814-dossier1741 consultés sur microfilm.
Archives International Tracing Service, Bad Arolsen
ITS Bad Arolsen : copies des originaux des listes du convoi 8 du 20 juillet 1942 (Angers-Auschwitz) et convoi 46 du 09 février 1943 [Drancy-Auschwitz]
Archives du Nord [ADN], Lille :
Archives Départementales du Maine-et-Loire [ADML], Angers :
Archives Municipales de Denain :
Témoignages vidéogrammes :
Témoignages écrits :
Photographies :
[1] Generalny Związek Izraelitów Francuskich (L’Union générale des Israélites de France) został utworzony na mocy ustawy Rządu w Vichy z 29 listopada 1941 roku z inicjatywy Niemiec, okupujących Francję podczas wojny. Zadaniem instytucji było reprezentowanie Żydów przed władzami, w szczególności w kwestiach pomocy, ubezpieczenia i awansów społecznych. Ośrodkami UGIF kierowali Żydzi z tej organizacji, zajmujący się tak zwanymi „dziećmi zablokowanymi”, wyznaczonymi do deportacji i niemogącymi wyjść na wolność.
[2] Paryski luksusowy Hotel Lutetia, podczas wojny zajęty przez nazistów, w 1940 roku został przeznaczony dla powracających z obozów repatriantów [przyp. tłum.].
Dodaj komentarz