Frieda i Victor Kohn

Biografia

W grupie uczniów przeprowadziliśmy poszukiwania na temat dwojga deportowanych osób, Friedy i Victora Kohnów. Zostało po nich niewiele śladów, ponieważ po aresztowaniu ich mieszkanie zostało splądrowane: nieliczne przedmioty użytku codziennego, garstka rodzinnych zdjęć, wspomnienia przekazane przez dzieci wnukom. Parę naczyń, dzbanuszek na mleko. Żeby przywrócić im życie, pomyśleliśmy, by oddać głos tym, którzy ich znali, jak gdybyśmy naprawdę mogli ich wszystkich spotkać.

Część 1: Londyn, spotkanie z Adele siostrą Friedy

Powrót do przeszłości: o godzinie 22 na Dworcu Północnym (Gare du Nord) wsiadamy na Night Ferry z Paryża do Londynu, by następnego dnia o godzinie 9:10 dotrzeć na dworzec Victoria Station.
W pociągu rozkładamy na czynniki pierwsze te drobne odkrycia, które dotąd poczyniliśmy. Z niecierpliwością czekamy na koniec podróży, by spotkać się z siostrą Friedy i uzupełnić informacje.
Po dotarciu na miejsce wyruszamy na spotkanie z Adèle. Siadamy w przeszklonej kawiarni na dworcu Victioria Station. Kilka chwil później Adèle opowiada nam, co pamięta z dzieciństwa swojego i Friedy.

„Nasi rodzice nazywali się Judas Hersoh Wagner i Malka Rele Wagner. Frieda urodziła się 28 sierpnia 1894 roku w Mościskach w Galicji. Nasza rodzina była bardzo liczna: 15 braci i sióstr, wyobrażacie to sobie? Najstarsza nosiła żydowskie imię Chaje Gitel. Urodziła się w 1885, rok przede mną… Ja byłam druga, potem w 1888 urodziła się Ruchel, następnie Hene Leie, Biene, a w roku 1892, sześć lat po mnie, Abraham Bencyon – pierwszy chłopiec. Niedługo później przyszła na świat Frieda; oficjalnie rodzice nazwali ją Fradel. W 1896 roku, dziesięć lat po mnie, urodził się Perl Ettel, potem, w 1900, Sura, potem Majla, Glückel, a w 1905 roku Wolf Ber, drugi chłopiec. Dwa lata później przyszedł na świat trzeci, Chaim Jechieskiel. W 1908 roku urodziła się ostatnia córka, Drezla. Och, zapomniałabym o Jacobie! A przecież był tak związany z Friedą… Nie pamiętam już nawet daty jego narodzin…

Rejestr stanu cywilnego z Mościsk.
Mościska na mapie Austro-Węgier.
Mościska na mapie Galicji z 1868 roku.

Kopia rejestru urodzeń w Mościskach, miejscowości leżącej dziś na Ukrainie, a w czasach Friedy – w Austro-Węgrzech. W dwudziestoleciu międzywojennym miasteczko należało do Polski.

Właściwie pewien szczegół może was zaskoczyć – nasze oficjalne imiona różniły się od tych używanych na co dzień, pierwsze to były tradycyjne imiona żydowskie, drugie miały nowocześniejszy charakter. Ja na przykład oficjalnie nazywam się Eidel Ryfke, ale wszyscy mówili na mnie Adèle! Nasza rodzina liczyła więc piętnaścioro dzieci i była niezamożna. Nasz dziadek Abraham Benzione (lub Bencyone, któż to wie?) Wagner był cieślą, a ojciec handlarzem detalicznym, miał niewielki sklepik, w którym miał po trochu wszystkiego; był to jeden ze sklepików na placu targowym.

Małe miasteczko na wzgórzu, z dala od wielkich dróg, strumyk przecinający krajobraz, duży plac i domki z ogrodami.

Niestety, mama umarła w wieku 35 lat, być może podczas porodu, tak naprawdę już nie pamiętam. Co więcej, nie mamy rodzinnych zdjęć sprzed pierwszej wojny światowej. Tak jak wspominałam, byliśmy liczną i niezamożną rodziną – nie mieliśmy pieniędzy, żeby robić sobie zdjęcia.

W każdym razie po śmierci mamy starsze córki musiały zająć się młodszymi dziećmi. I tak Gitel, Ruchel i ja zaopiekowałyśmy się braćmi i siostrami najlepiej, jak umiałyśmy. Gdy podrośli, to oni zaczęli zajmować się najmniejszymi. Choć Frieda była o sześć lat młodsza, bardzo szybko przyszła nam z pomocą. Miała łagodny charakter i dobrze opiekowała się dziećmi.

W 1914 roku nasza rodzina uciekła przed pogromami, które miały miejsce po wejściu wojsk rosyjskich do Galicji. Wraz z nimi dotarł wielki napływ Żydów rosyjskich. Mój ojciec zaczął się obawiać. Myślę, że uznał, że wraz z Rosjanami nastaną antysemickie zachowania, częste po drugiej stronie granicy, postanowił więc uciekać. Gwoli przykładu – w tamtym czasie znacznie wzrosła liczba sklepów prowadzonych przez chrześcijan w małych miejscowościach. Oferowali oni wszelkiego rodzaju produkty żywnościowe w bardzo rozsądnych cenach i wyłączali żydowskich kupców z obiegu. Wszystko to sprawiło, że nasza już i tak skomplikowana sytuacja finansowa jeszcze bardziej się pogorszyła, zmuszając nas do wyjazdu.

Uchodźcy opuszczający Galicję, siedzący na wozie wypełnionym pakunkami. Źródło: Georges Muse dla  Daily Mirror, 1915 rok.

Schroniliśmy się więc w Wiedniu. W wieku 20, może 25 lat Frieda trafiła pod opiekę dobroczyńcy, który zajmował się restauracjami. Wysłano ją wówczas do Anvers do pracy jako kelnerka w jednej z nich. Mnie też wyprawiono za granicę. Wyjechałam do Londynu zaraz po Friedzie i tak jak ona, od razu zaczęłam pracować. W końcu nauczyłyśmy się języków… W Mościskach posługiwaliśmy się jidysz i polskim. Kiedy najechali nas Rosjanie, trzeba było nauczyć się mówić po rosyjsku. Po ucieczce musieliśmy poznać niemiecki, żeby porozumiewać się w Wiedniu. Nie mówiąc o tym, że potem wszyscy rozjechaliśmy się mieszkać w różnych krajach… Och, przez ten nasz los nauczyłyśmy się języków…

Chyba powiedziałam wam wszystko, co wiem o Friedzie. Kiedy o tym myślę, sądzę, że należałoby odnaleźć tego dobroczyńcę, który z pewnością mógłby udzielić wam informacji o życiu Friedy w tamtym okresie.”

Dziękujemy za czas, jaki Adèle poświęciła, by opowiedzieć nam swoje wspomnienia o Friedzie i żegnamy się.
Oriane, Élise, Lola

Część 2: Paryż, spotkanie z Leonem Ringerem

Frieda przed sklepem wędliniarskim La Cachère (Koszerna). Źródło: zbiory rodzinne.
Frieda i Victor

Dzięki zgłoszeniu ślubu Friedy i Victora Kohnów odnaleźliśmy ważną dla nich osobę, Léona Ringera. Zamieszkiwał 10 rue Buffault naprzeciwko miejsca, w którym, przy rue Lamartine, przed ślubem mieszkała Frieda. Oto jego wspomnienia:

„Była taka rodzina, z którą byłem blisko związany, Wagnerowie. Na początku pierwszej wojny światowej dowiedziałem się, że uciekli do Wiednia. Spotkałem ich tam i zaproponowałem jednej ze starszych córek, Friedzie, żeby pojechała do Antwerpii pracować w jednej z moich restauracji w Europie Zachodniej.

Potrafiła świetnie gotować koszerne dania, z pewnością dlatego, że po śmierci matki musiała wziąć na siebie trud wykarmienia rodzeństwa. Pracowała w restauracji przez jakieś sześć lat. Potem spotkała młodego Węgra, Victora Kahna – to była miłość od pierwszego wejrzenia.

Wyjechała do Francji, do Paryża, i tam wzięła ślub z Victorem. Zaproponowałem jej pracę w koszernym sklepie wędliniarskim przy ulicy Buffault.

Nawet jest na zdjęciu, w samym środku grupki, w czarnej sukience pod białym fartuchem.

Ja miałem wręcz zaszczyt zostać świadkiem na ich ślubie.

W 1922 roku czynsz za mieszkanie wynosił 800 franków rocznie, co odpowiadało miesięcznej pensji Victora. Frieda zarabała 500 franków na miesiąc. Swoją drogą, radziłbym wam pójść pod adres 60 rue Claude-Bernard, to tam pracowała później Frieda, była to żydowska szkoła, oferująca służbowe mieszkanie dla kucharki.

Odpis dokumentacji dotyczącej naturalizacji. Sygnatura BB/11/9644.
Rejestr ślubów. Źródło: archiwum w Paryżu, merostwo 4. dzielnicy, 30 października 1923.

Daniel i Léonard

Część 3: opowieść najlepszego przyjaciela Victora

W Antwerpii spotykamy się z Armandem, który od wczesnych lat młodości był najlepszym przyjacielem Victora.

„Dzień dobry, nazywam się Armand, byłem przyjacielem Victora, a po jego ślubie także Friedy. Opowiem wam to, co wiem o ich życiu.

Frieda Kohn z synem Albertem, rok1924. Źródło: zbiory rodzinne.
Frieda Kohn z synem Albertem i córką Charlotte, rok 1931. Źródło: zbiory rodzinne.

Spotkaliśmy się z Victorem w Czechosłowacji około 1920 roku. Obaj pochodziliśmy z Węgier i byliśmy drukarzami. Byliśmy tam około roku, a potem zaokrętowaliśmy się na statek żeglugi kupieckiej jako chłopcy okrętowi.

Skąd wypłynęliśmy? Ach, już nie pamiętam, starzeję się…

Tak czy inaczej zapewniam was, że opłynęliśmy cały świat, od Chin przez Malezję i Indie po Europę. Można powiedzieć, że znaliśmy świat jak własną kieszeń. Pływaliśmy na statku przez prawie rok, a wtedy, w gdy zawinęliśmy do portu w Antwerpii, Victor postanowił odpocząć w małej kawiarni. Celowo wybrał restaurację koszerną, która przypominała mu rodzinne gniazdo i kuchnię matki. Znacie tę nostalgię… Tak się złożyło, że w tej właśnie kawiarni pracowała Frieda. Nie znał jej jeszcze; gdy wyszliśmy z kawiarni, zapytał, czy zwróciłem uwagę na kelnerkę, bo chyba była to kobieta jego życia.

Od tego dnia Victor i Frieda zaczęli się spotykać. Frieda, podobnie jak Victor, była żydówką, ale znacznie bardziej religijną niż on. Pochodziła z małego miasteczka w zakątku Galicji, Mościsk, o ile dobrze pamiętam. Wtedy była to Polska. Victor uwielbiał jej kuchnię, była naprawdę wyborna (Friedę oczywiście też). Po krótkim czasie przyszedł do mnie i oświadczył, że zamierza porzucić żeglugę i wyjechać do Paryża, żeby poślubić Friedę. Udało jej się zdobyć nową pracę w sklepie w Paryżu, nadal u tego samego właściciela – ten człowiek był przyjacielem, powiedziałbym nawet, że dobroczyńcą.

I tak cała nasza trójka wyjechała do Paryża.

Przez jakiś czas życie upływało spokojnie.

Victor i Frieda wzięli ślub 30 października 1923 roku w merostwie 4. dzielnicy Paryża. Léon Ringer, ich dobroczyńca, i Meyer Outzerovsky, zaprzyjaźniony tłumacz, który dużo im pomógł po przyjeździe do Francji, zostali świadkami. Odpis aktu małżeństwa znajduje się w aktach Ministerstwa ds. Byłych Kombatantów i posłużył do sporządzenia dokumentów uznających ich za zmarłych na deportacji.

Certyfikat zawarcia małżeństwa.
Źródło: 111922-KOHN_Victor_21P_581_244_111922_DAVCC_copyright.

Wszyscy złożyliśmy wniosek o naturalizację, żeby otrzymać narodowość francuską. Dobrze pamiętam tę scenę: 1 czerwca 1925 roku Victor wrócił z pracy do małego mieszkania przy ulicy Doudeauville; w rodzinnym gronie opowiedzieli sobie o swoim dniu w pracy, a wtedy Victor poruszył temat naturalizacji. Frieda nie rozumiała, czemu miałoby to służyć. Jej mąż wyjaśnił jej, że podczas wojny straty w ludności były ogromne i że przeczytał w gazecie, że francuski rząd zamierzał ułatwić naturalizację. Victor podkreślał, że z dziennika „Le Matin” dowiedział się, że rząd się nad tym zastanawia, i dodał, że bycie Francuzem to zaszczyt, przynależność do najpiękniejszego kraju na świecie… Wreszcie Frieda ustąpiła, przypominając jednak Victorowi, że nie potrafi dobrze pisać po francusku. Uspokoił ją i powiedział, że ktoś może napisać jej wniosek ołówkiem, a ona poprawi go piórem.

Rękopis listu z akt dotyczących naturalizacji – sygnatura BB/11/9644.

Tak oto w czerwcu 1925 roku cała nasza trójka złożyła wniosek o przyznanie obywatelstwa, które otrzymaliśmy dwa lata później, 30 listopada 1927 roku. Byliśmy bardzo szczęśliwi, to było jak początek nowego życia. O tak, naturalizacja miała wszystko dla nas zmienić.”

„Uprzejmie proszę o naturalizację. Victor Kohn. Dołączam do prośby mojego męża. Frieda Kohn”. Na wniosku widać, że zdanie napisane i podpisane przez Friedę zostało napisane ołówkiem, a następnie poprawione tuszem – innym pismem niż pewny i zaokrąglony podpis Friedy. Prawdopodobnie miał w tym swój udział urzędnik z Prefektury, do którego zwróciła się kobieta niepotrafiąca dobrze pisać po francusku.

Armand kontynuuje opowieść: „No dobrze, przejdźmy do dalszej części historii. Jest rok 1939. Na wieść o wypowiedzeniu wojny Victor i ja zostaliśmy powołani do wojska w Alzacji, najpierw do 224 pułku regionalnego batalionu 2 w kompanii 8. Potem, w 1940 roku, przeniesiono nas do 7 pułku 9 kompanii piechoty kolonialnej, w którym służyliśmy do końca „dziwnej wojny”. Nasz pułk najpierw stacjonował w Wogezach jako wsparcie dla oddziałów na linii Maginota, a potem został przeniesiony do Chantilly.

W czasie „dziwnej wojny” dzieci w wieku szkolnym, jak mała Charlotte, zostały na pół roku ewakuowane z Paryża przez merostwo 5. dzielnicy. Wysłano je do Ver-sur-Mer w Normandii.

Z kolei Konsystorz Żydów ewakuował Friedę i Alberta do Vichy. Dla Victora oznaczało to duży problem, ponieważ chciał utrzymać kontakt z rodziną. W tym celu regularnie wysyłał do Paryża listy. Po ewakuacji nie wiedział jednak, gdzie przeniesiono jego żonę i dzieci. Pisał więc listy, ale nie wiedział, dokąd je wysłać.

Już kiedyś zauważyłem, że Victorowi czasem udawało się przewidzieć przyszłość, nigdy jednak w kwestii tak wielkiej wagi. Wiedział, że jego rodzinie grozi niebezpieczeństwo, bo spodziewał się w niedługim czasie najazdu Niemców. Chciał chronić bliskich, z pewnością jednak nie przewidział, że francuski rząd będzie kolaborował z Niemcami i nie mógł wiedzieć, jak straszne rzeczy mają się wydarzyć. Niemniej jednak napisał do Friedy, prosząc, by dołączyła do niego z dziećmi w departamencie Ariège, gdzie przywiał go nie pamiętam już jaki wojenny przypadek.

Po wyjeździe z Paryża bez wątpienia próbowali… Niestety, 13 czerwca 1940 roku nie udało im się wyjechać z miasta. Jak być może wiecie, dzień później, 14 czerwca, do Paryża dotarli Niemcy. Dlatego 13 czerwca wszyscy paryżanie usiłowali wyjechać na wieś jak najszybciej, to był exodus. Friedzie i dzieciom się to nie udało. Najlepiej było wyjechać pociągiem (zwłaszcza jeśli nie miało się samochodu), ale przed dworcami, a nawet na ulicach, ustawiały się niebotyczne kolejki; alei Gobelins nie dało się przejść, taki był tłum. Najbliżej mieli na dworzec Austerlitz, ale po wielu godzinach czekania, gdy wreszcie znaleźli się na peronie, nie było już żadnych pociągów. Nie zdołali opuścić miasta i to tam Victor musiał do nich dołączyć miesiąc później. Wtedy się rozdzieliliśmy, bo mnie udało się schronić w strefie nieokupowanej.”

Maïa i Apolline

Część 4: Świadectwo dzieci Kohnów, ALberta i Charlotte, przekazane przez wnóczkę Friedy i Victora

Spotkaliśmy się z wnuczką Friedy i Victora, gdy przyszła opowiedzieć ich historię w naszej szkole. Przekazała nam to, co opowiadali jej matka, Charlotte, która w styczniu ubiegłego roku skończyła 90 lat, i wuj Albert, który zmarł kilka lat temu. Długo rozmawialiśmy o ich życiu rodzinnym. Oto historia dzieci Friedy i Victora, przekazana nam przez Charlotte.

Frieda, Victor i Albert z Jacobem Wagnerem. Źródło: zbiory rodzinne.

Jacob Wagner, brat Friedy, odwiedza siostrę (źródło: photo@archive familiale). Francja, około 1926 roku. Frieda postanowiła uwiecznić chwile z bratem, robiąc wspólne zdjęcie podczas jego wizyty.

Czarno-białe zdjęcie przedstawia Jacoba Wagnera (brata Friedy) – stoi na górze po lewej stronie. Frieda Kohn siedzi po lewej, Victor Kohn, jej mąż, siedzi po prawej, a ich syn Albert stoi na kolanach rodziców. Chłopiec nie wydaje się stać pewnie na nogach, rodzice muszą więc podtrzymywać go z tyłu, podczas gdy z przodu opiera się na lasce. W tle widać zasłony w kwieciste wzory. Czy znajdowali się w domu, czy w studiu fotografa?

Wszyscy są elegancko ubrani: mężczyźni w garniturach, w krawatach i z poszetką, a Frieda w długiej czarnej sukni. Mały Albert ma na sobie buty na deszcz, spodenki i wełniany sweterek.

Widać pewne podobieństwo Jacoba i Friedy: ten sam wykrój ust, nosa i brwi. Co więcej, Jacob i Frieda byli podobno bardzo ze sobą związani.

Elise

Teatr Châtelet – dawna kartka pocztowa.

Frieda i Victor byli bardzo kochającymi, czułymi rodzicami. Mama długo pracowała jako kucharka, wcześniej była sprzedawczynią w sklepie mięsnym Léona Ringera. Tata był drukarzem (pamiętam, że pracował przy ulicy Henri Chevreau w 20. dzielnicy). W zasadzie po przyjeździe do Francji nie zaczynał jako drukarz, musiał na jakiś czas przerwać pracę w zawodzie i tymczasowo został przedstawicielem handlowym niskiego szczebla, żeby dobrze nauczyć się francuskiego. Ta praca przynosiła mu 800 franków dochodu na miesiąc.

Teatr Odéon – dawna kartka pocztowa.

Dla nas Victor był ucieleśnieniem nowoczesności, wręcz awangardy: miał ogromną wiedzę, czytał nam książki, na przykład Alexandre’a Dumasa. Poza tym nauczył syna grać w szachy. Uczył nas historii i astronomii, które go pasjonowały. Sądząc po imieniu Alberta, można powiedzieć, że podziwiał Einsteina (dopowiem tylko, że dzięki tej edukacji Albert dostał się do prestiżowego liceum Louis le Grand, a Charlotte do gimnazjum Paul Bert). Znał cztery języki – węgierski, jidysz, niemiecki i francuski, a mama sześć – jidysz, polski, rosyjski, niemiecki, flamandzki i francuski. Najpierw rozmawiali ze sobą po niemiecku, potem po francusku, a po niemiecku wtedy, gdy nie chcieli, żebyśmy rozumieli (ale i tak rozumieliśmy).

Mama była bardzo wierząca, tata mniej. To właśnie ją zgubiło – sądziła, że wiara ją ocali, że Bóg jej pomoże.

Całą rodziną często spacerowaliśmy po paryskim Ogrodzie Botanicznym albo Ogrodzie Luksemburskim, które były niedaleko. W weekendy jeździliśmy na wieś do Saint-Ouen l’Aumône niedaleko Pontoise – tak, wtedy to jeszcze była wieś.

Kohn w wojsku, 1939 rok. Źródło: zbiory rodzinne.

Dużo słuchaliśmy muzyki, ponieważ mieliśmy gramofon. Często graliśmy płyty Mistinguett, a nade wszystko opery, wszyscy razem śpiewaliśmy Carmen. Nasza rodzina często wychodziła, do teatrów Châtelet albo Odéon, do kina – uwielbialiśmy Flipa i Flapa, Chaplina, Jean Gabin i pierwsze filmy Walta Disneya.

Podczas odwrotu, gdy tata był w wojsku, w 7 pułku piechoty kolonialnej, trafił do departamentu Ariège.

Wtedy Victor miał przeczucie „końca”. Chciał, żeby Frieda wyjechała z Paryża, ale wobec jej odmowy po powrocie zażądał, żeby przynajmniej ukryła młodszą córkę, Charlotte, a Albertowi pokazał drogę ucieczki z ośrodka przy ulicy Vauquelin w razie obławy.

Nybras, Nina i Adèle

Część 5: Wspomnienia pana Marcela, służącego w ośrodku Generalnego Związku Izraelitów Francuskich

Podczas naszych poszukiwań dowiedzieliśmy się, że Frieda pracowała w żydowskiej szkole pod adresem 60 rue Claude Bernard, a następnie została zatrudniona przez Instytut Rabiniczny pod numerem 9 przy ulicy Vauquelin. Znajdował się tam internat dla chłopców z żydowskiej szkoły Maïmonide.

9 rue Vauquelin, widok współczesny, zdjęcie internetowe.

W czasie okupacji Instytut został zamknięty, a potem utworzono w nim internat dla dziewcząt. Pracował tam wówczas pan Marcel, który zapisał się we wspomnieniach ocalałych z tamtych czasów, takich jak Yvette Lévy.

Zapytaliśmy pana Marcela o historię sierocińca dla żydowskich dziewcząt podczas drugiej wojny światowej. Jego opowieść zaczęła się następująco:

„Przebywało tam 27 osieroconych dziewcząt, ukrytych przez Generalny Związek Izraelitów Francuskich. Od stycznia 1944 roku ośrodkiem kierowała pani Mortier. Były tam też wychowawczynie, które prowadziły różne zajęcia, oraz harcerki, które przechodziły popołudniami, kilka razy w tygodniu (zdaje się, że znacie jedną z nich, Gypsie).”

W dalszej części opowieści wyjaśnił, jaka była jego rola w ośrodku:

„Co rano robiłem zakupy dla pani Kohn, która najpierw była kucharką, a potem została dozorczynią – niewiele już było do gotowania… Wcześnie rano chodziłem na pobliski targ Patriarchates, bo od 1942 kucharka żydówka nie mogła robić zakupów ze względu na godzinę policyjną i na obostrzenia; ja nie byłem żydem, więc mogłem wychodzić, kiedy chciałem. W południe zostawiałem zakupy i zbierałem wiadomości od dziewcząt do rodzin – tak naprawdę nie wszystkie były sierotami, niektóre rodziny umieściły je w ośrodku w nadziei, że ukryją je i ochronią przed niebezpieczeństwem. Po obiedzie dostarczałem listy do adresatów, a potem szedłem do matki jednej z pensjonariuszek, która była niepełnosprawna i mieszkała na ostatnim piętrze kamienicy – pomagałem jej.

Dopiero 22 lipca 1944 roku ta codzienność została zburzona przez to, czego wszyscy się obawialiśmy. Tego ranka, gdy wchodziłem do sierocińca, otworzywszy drzwi nie usłyszałem zwykłego rozgardiaszu, jaki robiły młode, pełne życia dziewczęta, lecz głuchą ciszę. Zakupy wypadły mi z rąk, ziemniaki potoczyły się po podłodze. Sąsiedzi, widząc otwarte drzwi, przybiegli opisać mi koszmar minionej nocy. Esesmani pojawili się o godzinie 5 nad ranem. Wszystkie zabrali, wszystkie.”

Marcel powiedział nam, że przez kolejne dni pozostawał pod wpływem szoku. Nie zaakceptował rzeczywistości i wciąż miał nadzieję, że jeszcze zobaczy dziewczęta.

„Dwa dni później pani Mortier pojawiła się na progu, gdy sprzątałem podłogę. Była jak duch. Przez kilka minut tkwiliśmy naprzeciwko siebie, a wielkie łzy leciały nam po policzkach, aż wreszcie wymamrotała: „Marcel, homme de peine” [fr. posługacz, dosł. człowiek udręki – przyp. tłum.] – tak na mnie mówiono w sierocińcu. Pani Mortier przyszła po ubrania dla dziewcząt, które zostały wywiezione w pośpiechu, w koszulach nocnych. Potem już nigdy jej nie zobaczyłem.

Nour i Violette

Część 6: Opowieść Yvette Levy, Ocalałej z transportu 77

Wreszcie odnaleźliśmy jedną z osób, które przebywały w internacie, gdy pracowała tam Frieda – Yvette Lévy, zwana Gypsie. Oto jej opowieść:

Nazywam się Yvette Lévy, z domu Dreyfus. Urodziłam się w roku 1926. Byłam wolontariuszką w Generalnym Związku Izraelitów Francuskich w sierocińcu przy ulicy Vauquelin, czasem tam nocowałam. Tam poznałam Friedę, panią Kohn. Wtedy, latem 1944 roku, pełniła funkcję dozorczyni.

Aresztowanie miało miejsce nocą z 21 na 22 lipca 1944 roku. Dokonał go komendant obozu w Drancy, Aloïs Brunner. Z Drancy deportowano nas do Auschwitz 31 lipca 1944 roku w transporcie 77, ostatnim, którym deportowano żydów z Drancy do Auschwitz. Tam pracowałam i tak przeżyłam.

Trzeba więc opowiedzieć wam wszystko po kolei… Aresztowano nas w środku nocy z 21 na 22 lipca 1944 roku, gdy nocowałam w ośrodku. Często przychodzili się tam schronić żydowscy działacze ruchu oporu, dlatego gdy pojawili się esesmani, Frieda, dozorczyni, nie zawahała się, otwierając drzwi. Tak czy inaczej, co by to zmieniło? Zaczęła się obława. Wiem, że część dzieci zdołała uciec przejściem na tyłach budynku. Mieliśmy zaplanowaną ucieczkę przez okno na dziedziniec pobliskiego zakonu, ale zabrakło czasu.

Mój starszy brat, który również tam był, miał więcej szczęścia – dzięki celowej opieszałości osoby, która miała nas obudzić – chyba był to Victor, mąż Friedy – zdołał uciec z kolegami i schowali się na pobliskim krytym targu Patriarchów. Dzięki temu uszli z obławy, tak jak syn Friedy Albert i Victor, oraz dwie córki dyrektorki, pani Mortier – schowali się na klatce schodowej w sąsiedniej kamienicy.

Esesmani załadowali nas na ciężarówkę przykrytą plandeką, którą poprowadzili wzdłuż niemieckiej czarnej trakcji, a my śpiewałyśmy aż do Drancy. Po przybyciu panował upał, koniec lipca. A ani razu po drodze nie dostałyśmy wody. Pomieszczenia, w których przez kilka dni nas zakwaterowano, były wąskie, w opłakanym stanie, odrażające, całe zawszone.

Po wojnie Ministerstwo ds. Byłych Kombatantów wydało dokument potwierdzający, że Victor przebywał w Drancy od 22 do 31 lipca 1944 roku, a następnie został deportowany.

Potem był apel i wyjechaliśmy. W transporcie, który zabrał nas do Auschwitz, znalazło się 1306 osób, w tym 300 dzieci poniżej 16 roku życia, dziesięciodniowy noworodek w kartonowym pudle zamiast kołyski, staruszek na noszach… Pamiętam, że widziałam Friedę w transporcie, ale nie pamiętam Victora. Znałam go wprawdzie tylko z widzenia, w dzień nie bywał w sierocińcu, bo pracował gdzie indziej, natomiast Friedę, którą nazywałam panią Cohen, a nie panią Kohn, widywałam codziennie.

Wyjechaliśmy do Auschwitz 31 lipca 1944 roku. Podróż trwała trzy dni i trzy noce, obyliśmy ją w wagonach bydlęcych po około 100 osób, z dwoma wiadrami, jednym z wodą, drugim na „potrzeby”: drzwi zostały otwarte tylko raz, by je opróżnić. Panował nieludzki upał.

W nocy 3 sierpnia pociąg zatrzymał się w głębi obozu, blisko krematorium II. Podczas „selekcji” podzielono nas na dwie grupy: tych, którzy, jak ja, mieli trafić do obozu, i tych, którzy poszli bezpośrednio do gazu. Wysiadając z pociągu, zobaczyłam Friedę, chyba z panią dyrektor, panią z siwymi włosami, otoczoną dziewczętami z sierocińca – zostały wysłane do gazu. Nie pamiętam, żebym na peronie widziała Victora, nie wiem, czy zagazowano go od razu. Ale miał ponad czterdziestkę, więc…

Lucie i Louison

W przeciwieństwie do Friedy, Victor nie znajduje się na liście nowoprzybyłych do Auschwitz. Wiemy jednak, że zapewne zginęli tam 3 sierpnia 1944 roku (a nie 31 lipca w Drancy, jak wpisano w aktach zgonu), zagazowani zaraz po przybyciu, nie trafiwszy do obozu.

W 1956 roku na prośbę dzieci Friedę i Victora uznano za „Morts pour la France”, co oznaczało nadanie im prawnego statusu osób, które zginęły w służbie Francji.

Autorzy:

Nybras Ayari, Adèle Bonnier, Oriane Cabrol, Augustin Curtet, Aurélien Deleplace-Sigot, Elliot Gregory, Apolline Joly, Léonard Lazzari, Violette Montagne, Nour Mghaith, Garance Peslin, Daniel Raichman, Nina Ramaget-Vornetti, Maïa Riva, Lucie Sanchez, Louison Varin, Élise Vergnes, Lola Wartel-Paoli spisali teksty.

Edycji tekstów i ilustracji dokonali Aurélien Deleplace-Sigot i pani Darley, nauczycielka historii i geografii.

Źródła:

[referencje bibliograficzne zachowane w języku oryginalnym – przyp. tłum.]

Le dossier du DAVCC du SHD de Caen (la Division des archives des victimes des conflits contemporains au Service historique de la défense) pour Victor et pour Fradel (Frieda) Kohn ; registre d’état-civil de Mosciska (aujourd’hui Ukraine) ; registre d’état-civil de Vacz (Hongrie) ; catalogue d’exposition « 245 ans d’imprimeurs à Vac, 1772 – 2017  » (Nyomdaszati katalog www.muzeumvac.hu) ; le décret de naturalisation n°25263 X 26 du 30 novembre 1927 (dossier cote BB/11/9644 aux Archives nationales) ; les ressources du Mémorial de la Shoah, les souvenirs de Mme Charlotte Kohn transmis par le témoignage de sa fille, Mme Kaminsky (rencontre avec le groupe le 14 janvier 2021 et courriers) ; un entretien téléphonique avec Mme Yvette Lévy (décembre 2020) ; les archives familiales Kohn-Kaminsky (photos, cartes postales, documents divers) ; quelques cartes postales anciennes.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Stowarzyszenie „Rodziny i przyjaciele
deportowanych Konwoju 77”