Szama (Serge) Iglicki urodził się oficjalnie 16 października 1923 r., jako trzecie dziecko i drugi syn Davida Iglickiego i Perli Milgrom. Urodził się w Irenie (Polska). Obecnie Irena jest dzielnicą miasta Dęblin, znajdującego się około 80 km od Warszawy.
Mówimy, że urodził się „oficjalnie”, gdyż wieść niesie, że poszedł z matką do urzędu miasta (lub synagogi) w Irenie, by tam się zgłosić.
Między rzeczywistą a oficjalną datą urodzenia są dwa lata różnicy. Urodził się więc 16 października 1921 roku. Celem tego dwuletniego odmłodzenia było umożliwienie mu chodzenia do szkoły w klasie, w której mógłby nadążać za programem nauczania po przyjeździe do Paryża. Poszedł więc do szkoły, nie na długo, i zakończył edukację bez dyplomu, z płynnym językiem francuskim, ale pisownią, która pozostała fonetyczna do końca życia (coś jak język kreolski !).
Według tego, co wydaje się nam, iż wiemy o jego życiu (nigdy nie był zbyt gadatliwy), jego rodzina uciekła przed prześladowaniami Żydów w Polsce (tak zwanymi pogromami) gdy miał mniej więcej 10 lat.
Jego matka Perla, urodzona w 1894 r. w Rykach w Polsce, starsza siostra Chaja, urodzona 19 grudnia 1915 w Irenie (Polska), starszy brat Maurice (Moszek), urodzony 10 lipca 1918 r. w Irenie (Polska), młodsza siostra Suzanne (Sura), urodzona 05 czerwca 1925 r. w Irenie (Polska) i młodszy brat Sam (Chaim, Szmul), urodzony 02 listopada 1927 r. w Irenie (Polska) wyjechali do ojca, Dawida, który ponad rok wcześniej wyjechał z wioski do „Ameryk” (konkretnie do Argentyny). Dawid (Dvis), urodzony 20 stycznia 1897 r. w Żelechowie (Polska) zakończył swą podróż w Paryżu, z braku pieniędzy lub „z miłości do tego miasta”.
W 1931 roku czekała ich długa droga pociągiem: 30 dni, by pokonać 1800 km. Dlaczego jazda pociągiem trwała tak długo ? Po wyjeździe z Warszawy, gdzie mieszkali, pojechali do Berlina. Przyjęci przez stowarzyszenia żydowskie, w rabinacie oczekiwali na ustalenia finansowe. Z Berlina udali się do Kolonii, po tygodniu czekania, do Frankfurtu, a następnie do Bazylei w Szwajcarii, gdzie przyjęcie było miłe, a nawet książęce!
„Dlaczego chce pani jechać do Paryża?” zapytano matkę Szamy (Serge’a), „Czy wie pani, gdzie jest pani mąż?” „Tu jest adres, a wszystko jest w porządku,” odpowiedziała.
Kiedy w końcu przyjechali do Paryża, zamieszkali w 7 osób w małym mieszkaniu o powierzchni 12 m2 w Belleville.
W tamtym czasie rodzice i dzieci pracowali w szwalni. Wszyscy produkowali Schmatès (bardzo przybliżona pisownia) /szmaty/ dziś powiedzielibyśmy „ciuchy”.
Rodzina liczyła w 1939 r. 9 dzieci. Byli to Chaya, Maurice (Moszek), Serge (Szama), Suzanne (Sura), Sam (Chaim), Albert, Jeannette, Léon i Lazare.
Ojciec (Dawid) był bon vivantem z dzielnicy Belleville. Przyjaźnił się z każdym.
To go prawdopodobnie uratowało, gdyż był ostrzegany przed nalotami policji i uniknął najgorszego.
Z całego rodzeństwa tylko Maurice został jeńcem wojennym – „Skąd pochodzisz ?” zapytał Niemiec, który go aresztował. „Z Polski (Pologne)”. „A, z Bolonii (we Włoszech), OK, to idziesz tutaj …”. Zamiast zostać deportowany, przeżył lepiej lub gorzej pewien czas jako jeniec wojenny i wrócił w dobrym zdrowiu po łatwej ucieczce.
Serge (Szama) miał mniej szczęścia. Został zadenuncjowany. Był wtedy w Lyonie i podawał się za Serge’a Dimoine.
Zadenuncjowany, uwięziony, wysłany wraz z innymi i do Drancy i deportowany …
„Pan Serge Iglicki deportowany do Auschwitz w transporcie nr 77 z Drancy dnia 31/07/1944.”
Przeżył tę straszną próbę wraz ze swoim obozowym bratem, Michelem Racimorem („ Pan Michel Racimor deportowany do Auschwitz w transporcie nr 77 z Drancy dnia 31/07/1944”).
W obozie mieli podobno do wykonania niezwykle niebezpieczne zadanie rozbrajania niewybuchów (były to lata 1944 -1945, Amerykanie i Rosjanie zrzucali bomby w okolicy).
O ich życiu (a raczej przetrwaniu) w Auschwitz nie wiemy nic albo prawie nic. Nie wiemy, który z dwóch „braci” uratował drugiego, czy Michel uratował Serge’a, czy Serge uratował Michela, ale wydaje się, że więzy, które połączyły ich na całe życie, są dowodem na tego typu zdarzenie w otoczeniu, gdzie śmierć była nieustannie obecna.
Serge i Michel przeżyli „marsz śmierci” zorganizowany przez nazistów między Auschwitz a Dachau… Marsz zorganizowany w celu ewakuacji więźniów, którego efektem (jeśli nie celem) było również „dobicie” nielicznych już półżywych ludzi. Odległość między tymi dwoma obozami wynosi przynajmniej 800 km !
„Podczas tych marszów śmierci strażnicy SS brutalnie maltretowali więźniów. Wykonując wyraźne rozkazy zabijania tych, którzy nie mogą już chodzić, strażnicy SS zastrzelili po drodze setki więźniów. Tysiące zmarły również z zimna, głodu i wycieńczenia. Marsze śmierci były szczególnie liczne na przełomie 1944 i 1945 roku, kiedy naziści próbowali przemieścić więźniów do wnętrza Niemiec. Największe marsze śmierci rozpoczęły się w Auschwitz i Stutthofie, na krótko przed wyzwoleniem tych obozów przez wojska radzieckie”.
Serge, wyzwolony przez Amerykanów 16 lipca 1945 roku, powrócił do Paryża, do hotelu Lutétia.
Chory, niemal kaleki. Ważył 30 – 35 kg i cierpiał na paraliż nogi (lub miednicy). Długo mówiono, że już po nim, aż fizjoterapeuta z Lesparre w departamencie Médoc, dr. Chapellan (nazywamy go lekarzem, mimo że był fizjoterapeutą – kręgarzem) uratował mu życie (po raz kolejny), dzięki amerykańskiej technologii, a może dzięki zabiegom, które pozostają poza naszym rozumieniem.
Serge, nie posiadający dyplomu, ale człowiek kreatywny, pomysłowy, odważny i o przedsiębiorczej duszy, przenosił Tilly (nazywaną przez całe życie Lili) i swych trzech synów do różnych miast i wsi we Francji, gdzie zakładał kolejne „fabryki”, zawsze po to, aby produkować Schmatès /szmaty/ (czyli odzież):
– Impasse Truillot, w 11 dzielnicy Paryża, w pobliżu Boulevard Voltaire, przy stacji metra St Ambroise, mały warsztat, który zatrudniał 4 do 5 osób około 1950-1954 roku. Rodzina mieszkała wówczas w Charenton-le-Pont, przy 10 rue Félix Langlais (metro Liberté).
– Następnie, ponieważ warsztat przy Impasse Truillot okazał się zbyt mały dla projektów Serge’a, w Fontenay-Trésigny, w departamencie Seine et Marne, około 1955 roku, gdzie zajmował teren dawnej fabryki kaloszy przy rue Bertaux. Fabryka zatrudniała do 60 osób i budziła zainteresowanie. Została sprzedana, aby umożliwić silną ekspansję. Serge’owi obiecano, że pozostanie dyrektorem, ale szybko został usunięty ze stanowiska.
– Następnie latem 1959 roku wycofał się do Sissonne, w departamencie Aisne, aby dołączyć do swojej siostry Suzanne, która założyła tam interes z mężem, Henrim (zwanym Riton). Suzanne i Riton wkrótce opuścili Sissonne, pozostawiając Serge’a samego z firmą, która zatrudniała do dwudziestu osób.
Biznes miał się dobrze, ale rodzina żyła z niewiadomych powodów w nędzy.
– Wreszcie fabryka w Bazas, w latach 1960-1961, gdzie zaprosił go Gérard Bonnac, sekretarz urzędu miasta, który chciał stworzyć miejsca pracy w swojej gminie (od 1950 roku Lili i Serge często wyjeżdżali na wakacje do Gironde i mieli tam znajomych).
To w Bazas spędził dużą część swojego życia.
Serge był tam ważną personą: szefem firmy Jahis, aż do jej upadku, potem szefem „Bazadaise du Vêtement”, jednego z dużych pracodawców w mieście (liczącym 5000 mieszkańców). Société Bazadaise du Vêtement (SBV) zatrudniała do 120 pracowników.
Tam „odniósł sukces”: zyskał uznanie społeczne, finansowo zapewnił rodzinie spokojne życie, z wzlotami i upadkami, czasami nawet bardzo niskimi.
Likwidacja JAHIS spowodowała, że wszystkie aktywa Serge’a i Lili stały się przedmiotem licytacji.
Podczas tej licytacji, jak pamięta Alain, wszystkie rzeczy, jedna po drugiej, były kupowane przez „brata obozowego” Michela.
Ten, którego nazywano „Wujaszkiem Michelem” wykupił wszystko i umieścił ponownie w domu Serge’a.
Serge finansował studia swoich dzieci, a przede wszystkim starał się wydobyć swoją żonę Lili z jej odwiecznego „strachu przed jutrem”.
La Bazadaise du vêtement zamknęła swoje podwoje w 1975 roku, po ostatnim bankructwie Serge’a.
We wszystkich swoich firmach Serge zajmował się tylko tworzeniem, aspektem handlowym i produkcją, pozostawiając zawsze innym funkcje zarządcze i administracyjne (gdy przebywali w Bazas, zajmowała się tym Lili).
Następne (skromne) prace to Paryż, a następnie Rumunia (Cluj). To spowodowało, że zabrał Lili (dzieci były samodzielne), do Pessac (departament 33), następnie do Noisy le Grand i wreszcie do Neuilly-sur-Marne, gdzie mieszkali w skromnym mieszkaniu od 1977 roku.
W lutym 1989 roku Serge doznał udaru.
Po przewiezieniu do szpitala w Bry sur Marne, lekarze zdiagnozowali dość zaawansowanego raka z przerzutami.
Zmarł 6 lipca 1989 roku w Juvisy, w regionie paryskim, w wieku 68 lat.
To właśnie ten « strach » który pozostał dziedzictwem przekazanym jego dzieciom:
Nie robiąc tego umyślnie, Serge i Lili dali nam „plecaki” pełne obaw i to tego chyba najtrudniej się pozbyć:
Strach przed jutrem (na pewno związany z głodem) nie pozostał wyryty na zawsze. Jednak u Lili był on zawsze obecny, do tego stopnia, że ukrywała koperty z banknotami w Sissonne, a później w Neuilly sur Marne. Ten strach nie opuścił jej aż do śmierci Serge’a, kiedy udowodniono jej, ile będzie miała do dyspozycji co miesiąc bez najmniejszej niepewności.
Strach przed byciem Żydem i pokazywaniem tego pozostał w nas przez długi czas i być może nadal pozostaje. Alain chodził na religię do kościoła i nie odkrył, co to znaczy być Żydem, dopóki jego koledzy nie przygotowywali się do Pierwszej Komunii, czego nie mógł uczynić (interweniowała babcia Boubée).
A nawet strach przed powrotem nazizmu i wojną. Tak bardzo, że w Sissonne Lili chciała zapisać Alaina i Michela do orkiestry dętej („trębacze nie idą w pierwszej linii”).
Pozostała nam tez po nich swego rodzaju „sztuka” samoobrony. Jesteśmy schowani za trudną do skruszenia powłoką i innym trudno jest dowiedzieć się, kim jesteśmy naprawdę.
Serge, z pozoru może chłodny, często autorytarny (macho?), a czasem surowy, miał szlachetny charakter i złote serce.
Za tym wszystkim krył się (głęboko schowany) bardzo sprawiedliwy człowiek, pełen dobroci i miłości.
Dzieci, wnuki, prawnuki (etc…), jeśli odnajdujecie się w tych kilku słowach, wiedzcie, skąd pochodzicie !
Należy dodać, że Serge i Lili również przekazali nam (pomimo tego, czego doświadczyli oboje) wielką wiarę w człowieka. Ich sposób życia, wychowywania nas w tym trudnym kontekście uczynił z nas humanistów. Nie zachowali „nienawiści do Niemców”, jak to uczynił Michel („brat obozowy”), a zwłaszcza Marie, jego żona, która również była deportowana.
Alain, Michel i Jean Luc (Nano) kochają ludzi i życie towarzyskie, co prawdopodobnie zawdzięczają Serge’owi i Lili.
Przekazali nam także rodzinnego ducha i gościnność. Dla Serge’a rodzina była święta. I to on na próżno próbował pogodzić ze sobą tych swoich braci, którzy się na siebie gniewali.
Paradoksalnie (a może nie tak bardzo) przede wszystkim Serge, ale na pewno również Lili, przekazali nam w dziedzictwie niesamowite umiłowanie życia (pisze te słowa Jean Luc).
Trochę jak w ostatnim ujęciu w filmie „Stąd do wieczności” …
Alain dodaje: „I nie tylko umiłowanie życia, ale także stałe pragnienie, by z niego korzystać „. Zwłaszcza Serge, który ostentacyjnie okazywał tę radość, wydając i nie licząc pieniędzy, kiedy miał środki lub myślał, że wkrótce je zdobędzie: samochody, restauracje i wszyscy – jego synowie i ich rodziny – w hotelu podczas ferii w Cauterets, podczas gdy La Bazadaise była na skraju przepaści.
Zabierał nas na nocleg do hotelu LUTETIA (obecnie luksusowy paryski hotel) … zemsta na życiu? Być może !
Przy każdym kieliszku, a było ich parę, wznosimy toast szczerym „Lechaim” („Chwała życiu”).
Serge (i Lili) byli pełni miłości. Jest to słowo, którego być może nigdy nie wypowiedział (lub czynił to bardzo rzadko), ale które emanowało z jego osoby. Może kolejny element dziedzictwa ?
Wnuki (Stéphane, Karine, Patrice, Emmanuelle i Philippe) i synowe (Marie-Claude, Nadia, Christine), które go znały i nadal pamiętają, uwielbiały go.
Ponoć dzieci wybierają rodziców, z którymi spędzą życie (przynajmniej niektórzy tak myślą i mówią).
Jean Luc jest szczęśliwy, że wybrał Serge’a i Lili na rodziców. Jestem tym, kim jestem, bo jestem synem Serge’a i Lili.
Dodaj komentarz